międzypłciowe zawieszenie - wykład prof. Zawieszonej o jednym z oczywistych podziałów
poniedziałek, 08 sierpień 2011, 08:22
- Jedna z nich jest facetem – donosi asystent reżysera.
Jestem właśnie podczas zdjęć. Serialowy pokaz mody trwa. Po wybiegu przechadza się kilka dziewczyn o klasycznych kształtach modelek.
- Która? Która? Która? Pokaż! Pokaż! Pokaż! - włącza się we mnie wścibska Żona.
- Rozpoznasz po grdyce – podpowiada inny kolega.
Przez chwilę rozważam możliwość podniesienia się z krzesła i zaspokojenia ciekawości Żony, ale – jak wiadomo - tyłek mam ciężki, tak więc niechęć podniesienia go wygrywa z chęcią zobaczenia chłopaka-modelki.
- A ta modelka jest facetem – słyszę w słuchawkach, jak jedna powiedzmy-wielka-aktorka informuje drugą powiedzmy-wielką-aktorkę.
- Która?
- Ta w białej sukience. Z warkoczem uplecionym dookoła głowy.
W przerwie między ujęciami przyglądam się modelce w białej sukience z warkoczem uplecionym dookoła głowy. Nienaganna figura. Nogi jak marzenie. Tyłek ze dwa razy mniejszy niż mój. Gładka cera, o jakiej śnię dniami i nocami. Na dekolcie i karku nie ma śladów zarostu. Tylko jabłko Adama, masywna szczęka i mocno wystające kości policzkowe zdradzają, że z kobiecością modelki jest coś nie tak. I głos, gdy się wreszcie odzywa.
O biologicznej płci (sex) decydują pierwszo- drugo- i trzeciorzędowe cechy płciowe. O biologicznej płci decyduje anatomia, gospodarka hormonalna i różnice w budowie mózgu. Wszystkie te elementy mają wpływ na psychikę. Oczywistym więc jest fakt, że płeć biologiczna determinuje pewne typy zachowań. Natura decyduje, że pewne cechy przynależne są kobiecie, a inne mężczyźnie. Nie zamierzam z tym dyskutować.
Ale jest jeszcze płeć kulturowa (gender) – zbiory cech, zachowań i ról przydanych kobiecie i mężczyźnie na przestrzeni wieków przez społeczeństwo. Płeć kulturowa utrwala przekazywane z pokolenia na pokolenie stereotypy. Zgodnie z nimi na przykład moja chrześnica ze swoją niechęcią do lalek, sukienek i koloru różowego nie jest dziewczynką, a chłopak noszący sukienkę i włosy uplecione w warkocz nie jest mężczyzną.
Moda i zabawki są wytworem kultury. A co na to natura? Czy dziewczynka bawiąca się samochodami i mężczyzna w sukience jakoś jej przeczą?
Ciekawiło mnie, czy ten chłopak to: homoseksualista, transwestyta, transseksualista czy też prowokator, który walczy ze stereotypami? Ale nie zamieniłam z nim ani słowa. Nie podeszłam, bo nie chciałam, by czuł się jak eksponat. Zresztą... Nawet nie wiedziałabym, w jaki sposób się do niego zwrócić. Proszę pani? Proszę pana? A gdybym się z nim przespała... To byłby seks lesbijski czy tradycyjny – heteroseksualny? A może od razu dwa w jednym?
Choć nie od dziś wiadomo, że ze swoim wysokim poziomem testosteronu, a żenującym poziomem hormonów żeńskich oraz ze swoimi licznymi cechami przypisywanymi przez kulturę mężczyźnie, zawieszona jestem między kobiecością a męskością... Choć chodzą plotki, że mam jaja...
…to jednak wszystkie pierwszo- drugo- i trzeciorzędowe cechy płciowe wskazują na to, że jestem kobietą. I choć potrafię czerpać korzyści ze swojej kobiecości, zawsze chciałam być mężczyzną. Tyle że dziś już nie wiem, czy bardziej ze względu na płeć biologiczną czy kulturową. Czasami ciężko orzec, gdzie przebiega granica między nimi. Dziś już nic nie jest oczywiste.
Słynęłam na starym blogu z zacięcia feministycznego i - jakby to się dziś powiedziało - genderowego. Niejednokrotnie próbowałam tam wyjaśniać, jaka jest różnica między płcią biologiczną a płcią kulturową, tłumaczyć, że walka o równość nie dotyczy zrównania w sensie biologicznym, lecz kulturowym, uświadamiać, że walka feministek ze stereotypami dotyczącymi kobiet otwiera pole do walki ze stereotypami dotyczącymi mężczyzn. I obiecywałam sobie, że kiedyś przeniosę ten temat tutaj. Jeśli tylko znajdę jakiś biegowy pretekst. No i znalazłam.
Fajnie by było wprowadzić również klasyfikację drużyn składających się z samych kobiet - napisał ktoś w komentarzu do utworzonego na fejsie wydarzenia "10K Parking Relay".
Niestety, organizator odpowiedział, że jedyny ukłon w stronę kobiet to klasyfikacja "mixed" - odpowiedział ktoś inny.
Jakoś za bardzo nie myślałam o tym wcześniej. Bo i tak z ZPU wystawiamy zazwyczaj drużynę mieszaną. Ale zagłębiłam się po tej wymianie zdań w regulamin i... faktycznie... poczułam się zaniepokojona. Kategoria MIXED, w której podium dla dobrej drużyny żeńskiej mogłoby być jeszcze w zasięgu ręki, odpada. Bo drużyna składająca się z samych kobiet nie jest drużyną mieszaną. A w kategorii OPEN? Niby jak przeciętna drużyna żeńska miałaby się równać z przeciętną drużyną męską? Zagłębiłam się w regulamin i uświadomiłam sobie, że na dzień dobry w sztafecie "10K Parking Relay" drużyny żeńskie są wykluczone z walki o podium. I w sumie nie wiem, dlaczego. Czyżby organizator z góry zakładał, że zebranie kilku kobiecych teamów, które chciałyby się między sobą ścigać, jest niemożliwe? Może są gorsze, mniej spektakularne czy mniej ważne? A przecież wiem z doświadczenia, że w większości drużyn wystawianych przez ZPU dominują kobiety. Wiem, jak liczna i waleczna jest frakcja BNT Girls, z którą biegłam Klubową Milę. Wiem, jak fantastyczne są reprezentantki grupy kobietkibiegaja.pl.
No właśnie... Z początkiem września portal kobietkibiegaja.pl rozpoczął konkurs - Grand Prix, w którym wybiegać sobie można buty. Jego celem jest... że się tak wyrażę... aktywizacja zawodowa kobiet, a u jego podstaw stanęła taka oto motywacja:
Naszym Grand Prix chcemy zachęcić Was do udziału w zawodach biegowych! W Polskich biegach wciąż startuje dużo więcej facetów niż kobiet – spróbujmy choć trochę zmienić statystyki. Na łamach naszego serwisu przekonujemy Was, że udział w zawodach to nie tylko zacięta walka o wynik czy miejsce w klasyfikacji (choć popieramy też ambitne starania:)). To przede wszystkim zabawa i… promocja biegania. Przecież każda impreza biegowa ma swoich kibiców.
Nieraz zastanawiałam się, dlaczego tak jest z tymi statystykami. Zwłaszcza, że na osiedlowych uliczkach i podczas treningów widuję bardzo dużo kobiet. Są dni, że widuję ich znacznie więcej niż mężczyzn. A więc to nie jest tak, że panie nie biegają w ogóle. One faktycznie po prostu rzadziej startują w zawodach.
I próbowałam sobie to tłumaczyć na różne sposoby. Raz cechami, które zdeterminowane są ich płcią biologiczną. Tym na przykład, że kobiety produkują mniej testosteronu, który odpowiedzialny jest za ukształtowanie takich cech jak zdecydowanie, śmiałość, pewność, odwaga, niezależność, skłonność do ryzyka... A zatem ich duch rywalizacji jest nieco mniejszy. Innym zaś razem wydaje mi się, że to jednak kwestia płci kulturowej. Bo (nie mówię, że tak jest zawsze, ale wciąż są takie ogólne tendencje) społeczeństwo wymaga od kobiet, by były kapłankami domowego ogniska, by w weekendy (kiedy to zazwyczaj odbywają się zawody) pielęgnowały dom i rodzinę, by nadrabiały zaległości z całego tygodnia, a nie szlajały się nie-wiadomo-gdzie-i-po-co. Bo istnieje presja, bo jak pasję realizuje mężczyzna, to jest OK, a jak kobieta, to powstaje ryzyko, że zostanie nazwana wyrodną żoną i wyrodną matką.
I tak na zmianę chadzałam tymi torami w mojej próbie rozwikłania zagadki. Tymczasem... lektura regulaminu "10K Parking Relay" uświadomiła mi, że jest, być może, jeszcze jeden powód, dla którego kobiety mniej licznie stawiają się na imprezach biegowych. Wciąż na niektórych z nich mogą czuć się dyskryminowane.
Słynęłam na starym blogu z zacięcia feministycznego i - jakby to się dziś powiedziało - genderowego. Różne rzeczy wyjaśniałam, tłumaczyłam, uświadamiałam... Zdarzyło się nawet, że w przypływie obserwacji, które poczyniłam na dość krótkim odcinku czasowym, napisałam cały cykl notek poświęcony "wojnie żeńsko-męskiej". Było w nim coś o filmach, było coś o cechach charakteru, które zwyczajowo przypisywane są kobietom (które często wcale u nich nie występują, za to poszczycić się mogą nimi liczni panowie), było coś o piłce nożnej, było coś o skoku ze stratosfery Felixa Baumgartnera, było wreszcie coś o bieganiu. I obiecałam niedawno mężowi (przy okazji sporu, jaki odbyliśmy tuż przed Półmaratonem Świętych Mikołajów), że kiedyś przeniosę ten temat tutaj. Jeśli tylko znajdę jakiś biegowy pretekst. No i znalazłam.
wojna żeńsko-męska, część 4: skok w przestworza /fragment/
wtorek, 23 październik 2012, 08:11
Pewnego sobotniego wieczoru Żonie udaje się namówić Męża na jogging. Ponieważ nie czuje się on jeszcze zbyt komfortowo w tej formie aktywności, Żona wybiera najkrótszą ze swych tras, nie narzuca zbyt wysokiego tempa i biegnie z Mężem ramię w ramię.
Mąż i Żona zbliżają się już do ostatniej prostej, gdy...
- Będziesz finiszować? - pyta Mąż.
- Będę – odpowiada Żona.
- Ja chyba nie dam rady – stwierdza Mąż, lecz gdy mijają ostatni zakręt, przyspiesza, na ile tylko wystarcza mu sił, w tyle zostawiając Żonę i na moment znikając jej z oczu.
Żona biegnie swoim tempem. W połowie drogi między ostatnim zakrętem a swoim domem zauważa Męża, który stoi i masuje sobie łydkę. Żona, wciąż poruszając się swoim tempem, mija lekko Męża, dobiega do mety i widząc, że Mąż wciąż stoi tam, gdzie stał, zawraca.
- No i po co? - pyta.
W zasadzie od dziecka wpaja nam się ciągle coś o jakiejś wojnie płci, o tym, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus, że mężczyźni to to, a kobiety to tamto, że mężczyźni są tacy, a kobiety owakie, że ehhh ci mężczyźni, że ehhh te kobiety... Wpaja się nam też coś o rywalizacji i o konieczności ustawiania hierarchii w związku: kto rządzi, a kto podlega. Istnieje nawet kilka przesądów ślubnych w tym temacie: "W małżeństwie przewodził będzie ten kto: w czasie ceremonii przy ołtarzu okręci partnera wokół siebie, ten kto ma rękę "na górze", gdy ksiądz owinie wokół rąk przyszłych małżonków stułę, wstanie wcześniej z klęcznika po błogosławieństwie oraz nałoży obrączkę małżonkowi do samej nasady palca." Wiele czasu zajmuje potem uzmysłowienie sobie faktu, że tak naprawdę (mimo oczywistej... nie gorszości, nie lepszości, lecz inności związanej z płcią) wszyscy jesteśmy z tej samej planety. Ziemi. Albo innymi słowy: walczymy po tej samej stronie barykady, gramy w jednej drużynie... A w tym wszystkim chodzi tylko o to, by nie strzelić sobie samobója.
Dwaj młodsi kuzyni Żony ułożyli w dzieciństwie taką rymowankę: „Kto się ściga, ten wyrzyga.”
Żona jako zupełnie prozaiczna osoba daleka jest od układania rymów. A jej morał po tamtym sobotnim wieczorze brzmi: „Kto się ściga, tego łapią skurcze.”
Wzięłam w czerwcu tego roku udział w biegu "AVON kontra przemoc". Impreza dedykowana była przede wszystkim kobietom, a i regulamin mówił, iż celem imprezy jest popularyzowanie biegania wśród kobiet. Tymczasem podczas wręczania nagród z ust jednego z organizatorów padło hasło, że... najważniejszą kategorią była kategoria OPEN MĘŻCZYZN.
No nieładnie...Oprócz oczywistej sprzeczności tych słów z ideą biegu poczułam się jawnie dyskryminowana. Bo nie rozumiem, w czym kategoria OPEN MĘŻCZYZN miałaby być ważniejsza od OPEN KOBIET. Czy można raz na zawsze ustalić, że są one RÓWNOrzędne? - nie omieszkałam napisać w komentarzu pod jedną z relacji.
Przeczytałam potem coś o przejęzyczeniu, o tym, że czepiam się słów, że nie można tak na każdym kroku pilnować się, dbać o poprawność polityczną i mówić zawsze składnie i do rzeczy, że: Ten bieg został stworzony dla was, macie nawet niższą opłatę startową za co zostaliśmy obsztorcowani na jednym z forów i posądzeni o dyskryminację mężczyzn.
No cóż... Nie będę się z nikim sprzeczać na temat tego, czy autor naprawdę miał na myśli to, co powiedział, czy tylko się przejęzyczył. Czy podczas wystąpień o charakterze publicznym można mówić nieskładnie i nie do rzeczy, czy też raczej trzeba panować nad tym, co się mówi. Wiem tylko jedno: wolę zapłacić za pakiet startowy tyle samo co mężczyzna, byle nikt mi nie mówił potem, że moje (kobiece) bieganie jest mniej ważne.
Tak czytam regulamin i cytuję interesujące fragmenty: {...}Drużyna składa się z pięciu osób. W drużynie mogą być reprezentowane obie płci w dowolnym układzie.{...} Jak dla mnie ten zapis oznacza, że bez problemu mogą być drużyny składające się z samych mężczyzn i kobiet. I dalej: {...}KLASYFIKACJE
OdpowiedzUsuńW zawodach prowadzone są następujące klasyfikacje:
· drużynowa open;
· drużynowa mixed (w skład drużyny mixed wchodzi minimum 1 kobieta);
Zwycięskie drużyny otrzymają puchary.{...} Tutaj także uważam, że po prostu mamy równość i konkurujemy razem. Zgadzam się, że drużyna kobiet nie musi wypaść gorzej niż mężczyzn. I wybieg organizatora: {...}Ostateczna interpretacja niniejszego regulaminu przysługuje wyłącznie organizatorowi.{...} Pytanie ile osób zgłosiło uwagi do regulaminu organizatorowi? Ile osób czyta cały regulamin?
Ile osób czyta cały regulamin? Znając życie, niewiele. Ile już takich min zdziwionych widziałam, że opłata wzrosła, że zapisy się skończyły itp.itd.
UsuńCo do braku równości, o który się czepiam... Owszem nie ma problemu w zapisywaniu drużyn w dowolnych konfiguracjach płciowych. Ale... tak szczerze... biorąc pod uwagę wszelkie uwarunkowania naturalne kobiet... jakie jest prawdopodobieństwo, że drużyna składająca się z samych kobiet pokona drużynę składającą się z samych mężczyzn? Brak równości nie przejawia się w tym, że kobiety są wykluczone z biegu, lecz w tym, że przez nierówne szanse, wynikające z uwarunkowań naturalnych, są wykluczone z walki o podium. Myślę, że wiele dziewczyn, które byłyby w stanie skrzyknąć żeńską ekipę, mogło się przez to pozbawienie szans poczuć zniechęconych do udziału w takich zawodach. Myślę, że po prostu najsprawiedliwiej byłoby zrobić klasyfikację MĘŻCZYŹNI/MIXED/KOBIETY. Gdyby taka klasyfikacja była, to - szczerze mówiąc - wolałabym pobiec w sztafecie składającej się z samych kobiet niż w mieszanej. Zwłaszcza, że drużyna mieszana taka jaka nasza (2 mężczyźni + 3 kobiety) i tak nie będzie miała szans z drużynami typu 4 mężczyźni + 1 kobieta.
Ile osób zgłosiło te uwagi organizatorowi? Nie wiem. Ale jakieś poruszenie na stronie wydarzenia było, a odpowiedź padła taka, jaką zamieściłam gdzieś powyżej w poście: "Niestety, organizator odpowiedział, że jedyny ukłon w stronę kobiet to klasyfikacja "mixed"". Ktoś się na to obruszył, ktoś powiedział, że nieładnie i zapytał, czemu nie można by było pomyśleć o kobietach (i... uwaga! walczyli o to mężczyźni!).
"Pewnie myślano, ale został tylko "ukłon"." - padła odpowiedź. I uważam, że jest ona kwintesencją podejścia do kobiet. Puste, nic nieznaczące ukłony. Toż my naprawdę nie chcemy żadnych ukłonów. Tak jak i całowania w rękę. No... a teraz... nie pozostaje mi nic innego, jak poteoretyzować sobie w tej kwestii, a podczas zawodów dobrze się bawić z moją najwspanialszą pod słońcem :) drużyną. Koedukacyjną :)
nie wiedziałam, że tak to w tym bieganiu z kobietami jest.
OdpowiedzUsuńcytaty z Ciebie pamiętam doskonale i już wtedy wyraziłam swe zdanie :)
u siebie na mieście widzę dużo biegaczy i w zdecydowanej większości są to kobiety, ale może masz racje, że duch rywalizacji u nas mniejszy. sama przecież odmówiłam udziału w zawodach pływackich, kiedy mi to kolega zaproponował. bo jakoś nie czuję takiej potrzeby. choć może z drugiej strony, to nie jest uwarunkowane płcią. bo mam kolegów, którzy też nie garną się do żadnych zawodów, mimo, że sporty uprawiają z wielkim zaangażowaniem. może trochę po prostu to obawa, że jak zacznie się ściganie, to mniejsza będzie radocha. choć czytając Ciebie widzę, że to wcale nie idzie w parze, to znaczy nadal masz frajdę i oby tak było zawsze :)
i masz chyba tez racje, że te stereotypy co do kobiet, które głównie powinny być przykładnymi paniami dbającymi o ognisko domowe wciąż są i pewnie będą.
a w radiu zachęcają do biegu świetlików w Krakowie. zawsze kiedy, to słyszę myślę o Tobie :)))
No wiesz , jak to z tymi uwarunkowaniami jest... Zawsze to powtarzałam... Wpływ na charakter człowieka ma wiele różnych czynników. Nie tylko "natura'. Dochodzi do tego jeszcze wychowanie, przykład zaczerpnięty z otoczenia itp. itd.
UsuńA Twoje zdanie wyrażone w tym i innych tematach wciąż tam jeszcze istnieje :)
no tak, widnieje, ale zamknięta na klucz :)
Usuńa co do wampira, a raczej tego, ze nim nie jestem, to znowu mnie zdemaskowałaś ;) a może ja jestem dwa w jednym. wampirycznym nożownikiem? ;)
jeszcze raz Wesołych, Gwiazdko :)))