piątek, 5 lutego 2016

biegowy pamiętniczek

"Przyjmij w końcu moje zaproszenie na endo" - zasugerował mi niedawno Kamil - prywatnie kolega z Tarchomina, a wirtualnie autor Biegowych Szaleństw.
"Ej... Ale ja Endo już od dawna nie używam. Więc nawet nie wiedziałam, że mnie zaprosiłeś" - odpowiedziałam Kamilowi zgodnie z prawdą. A dziś jako dowód swej prawdomówności dorzucić mu mogę jeszcze coś, w czym biegacze się lubują - tabelkę z podsumowaniem moich styczniowych aktywności.


Dlaczego ta tabelka jest taka pusta, skoro są świadkowie, że trenowałam tu i ówdzie, oraz że ćwiczyłam to i tamto? Bo jestem leniwa i nie chce mi się ani zabierać na treningi komórki, ani wklepywać potem treningów ręcznie? Bo jestem zacofana i nie lubię biegowych gadżetów? Bo jestem zażenowana swoim poziomem i wstyd mi za cyferki, które pojawiłyby się w sieci, jeśli Endomondo zechciałabym użyć? Bo... W każdym z tych "bo" jest odrobina prawdy, ale...

"Łeeeee. ...to gdzie mam Twoje biegi podglądać?" - dopytywał Kamil.
"Przecież pisuję o nich na fejsie" - chciałam odpowiedzieć. Zważywszy jednak to, że nie o wszystkim informuję, napisałam: "Yyyy... no z tym możesz mieć kłopot. Żeby podglądać mój bieg, trzeba w nim po prostu uczestniczyć".

Ta tabelka jest taka pusta, bo bardziej niż podrygujące ludziki, które by ją po moich treningach zapełniły, liczą się dla mnie ludzie, którzy mi w tych treningach towarzyszą. MOJE podsumowanie stycznia wyglądałoby zupełnie inaczej.


Początek roku przebiegał pod znakiem siarczystych mrozów i mojego przeziębienia. Tak to jest. Te dwie rzeczy zazwyczaj chodzą ze sobą w parze, ale - przynajmniej w moim przypadku - nie biegają ze sobą w parze. No więc... Początek roku przebiegał pod znakiem siarczystych mrozów, mojego przeziębienia i...


03.01.

Jaki jest minus przeziębienia? Jest się zmuszonym do biegania po własnej klatce schodowej. I nie można wstawić zdjęcia termometru z minusową temperaturą ani selfie z oszronionymi wąsami i brodą.




Foto by Weronika Zielińska
05.01.

Trening funkcjonalny u Weroniki Zielińskiej, na który namówiła mnie Asia, ma się ku końcowi. Weronika prezentuje ostatnie ćwiczenie rozciągające (wykonywane parami). Tłumaczy bardzo precyzyjnie, co i jak powinniśmy zrobić, opowiada bardzo obrazowo, co powinniśmy poczuć...

No więc jestem na macie w jakiejś dziwacznej pozie. Biję pokłony przed Asią, obejmując jedną z jej nóg. Asia pochyla się nade mną i trzymając dłonie na moich pachwinach, dociska mnie do maty.
- Czujesz coś? - pyta wreszcie.
- Tak. Jak wali mi spod pach.

To było wczoraj, a dziś... Dzięki użyciu wody i mydła podczas wieczornej kąpieli nie czuję już walenia spod pach. Za to ał... ał... ałałał... czuję coś dziwnego w moich nogach. Nie jest to paraliżujący ból. Właściwie to nawet w ogóle nie jest ból (w końcu przez prawie 20 lat fitnessu zdarzało się robić bardziej hardcore'owe ćwiczenia). Ale jest to takie dziwne coś, czego nie pozbędę się za pomocą wody i mydła.

Nigdy więcej nie wróciłam już na zajęcia do Weroniki. Nie bardzo pasował mi poniedziałkowy termin, nie bardzo pasowała mi lokalizacja, no i przede wszystkim w planach miałam coś bardziej hardcore'owego. Zajęcia Ortorehu na Siennickiej. Ale po kolei.

06.01.

"Jak zdrówko?" - SMS-a tej treści wczoraj po 23-ej wysłał do mnie brat.
- Rozumiem, że chcesz wiedzieć, czy pojadę z tobą na wybieganie do Kampinosu... - oddzwoniłam i wyjaśniłam (między jednym smarknięciem krwią a drugim), że ja się do biegania w plenerze jeszcze nie nadaję. - Ale przekażę tę informację Piterowi i gdybyśmy jednak mieli pojechać, to dam znać - obiecałam. - Choć... znając Pitera, pewnie popuka się w głowę.

- Marcin zaprasza nas na wybieganie do Kampinosu - zaraz po wejściu do domu poinformowałam Pitera i okazało się, że bardzo się pomyliłam co do jego reakcji.
- Ha. Ha. Ha - Piter nie popukał się w głowę, lecz zaśmiał się dobitnie i w zwolnionym tempie. Forma niby inna, ale wyszło na to samo. Dziś między jednym smarknięciem krwią a drugim wyginam ciało w ciepełku.


Fotos by Vicom Studio
Latem zeszłego roku zmieniłam fitness klub. Nie przyciągnęła mnie tam dogodna lokalizacja. Znalazłoby się kilka klubów położonych bliżej mojego domu i kilka, do których można o wiele łatwiej i szybciej dojechać. Nie przyciągnęła mnie tam wielka sala ani wyposażenie na wypasie. Sala jest raczej z gatunku mikrych, a przy dużej frekwencji brakuje i miejsca, i sprzętu. Nie przyciągnął mnie tam duży wybór zajęć. Klub ma wykupiony dość okrojony pakiet Les Millsa, zajęć autorskich praktycznie nie ma, ale... to, co jest, stanowi idealne uzupełnienie treningu biegowego. Przyciągnęły mnie tam za to niewysokie ceny (na Kartę Warszawiaka klub oferuje 30% zniżki), fenomenalni instruktorzy (naprawdę często się zastanawiam, co Wiola, Renata i Piotr robią w takim klubiku) i kameralna, przyjazna atmosfera. Wśród ludzi, którzy tu bardzo systematycznie przychodzą, spotkać można:
- babcie bardziej wygimnastykowane niż niektóre wnuczki,
- kobiety mające krzepę większą niż niektórzy mężczyźni,
- panów rozciągniętych bardziej niż niektóre panie...
Jest sport, jest zabawa, jest uśmiech, jest... prawdziwe ciepełko.


08.01.

"Nie ma złej pogody, są tylko słabe charaktery" - to powiedzenie poznałam wiele lat temu jako filmowiec..
Ot zdarzały się na przykład zdjęcia plenerowe. Potrzebowaliśmy słońce, a tu jak na złość padał deszcz. I na czym polegał taki mocny charakter filmowca? Ano łapało się krótkie przerwy w ulewie, żeby nakręcić cokolwiek i byle jak. Albo czekało się 11 godzin, żeby w ciągu ostatniej godziny pracy złapać nagle jakieś promienie słoneczne i nakręcić scenę na szybciora. Jak na ironię taka scena wylatywała potem przy montażu albo kwalifikowała się do przekrętki. Ale dzień pracy filmowca trwał 12 godzin i nie było opcji, żeby z powodu nieodpowiedniej pogody puścić ekipę wcześniej do domu. Cierpliwie (choć czasem bezsensownie) czekać - na tym właśnie polegał mocny charakter filmowca.
Muszę przyznać, że w tym sensie wciąż jestem filmowcem, a nie biegaczem. Nie ma złej pogody, są tylko słabe charaktery? No to ja tę złą pogodę przeczekałam. Swoje pierwsze plenerowe 5 km w 2016 roku przebiegłam przy -5 stopniach, a nie przy -15 :P


09.01

Jesteśmy już na BODYBALANCE po kilku blokach. Przychodzi czas na równowagę.
- Będzie ciężko - uprzedza Wiola. - Muzyka też jest ciężka.
Phi tam. Utrzymanie równowagi - bułka z masłem. Muzyczka - przyjemna. I w ogóle wszystko byłoby na luziku, gdybym po BODYBALANCE nie miała w planach zajęć BODYPUMP i powrotu do domu biegiem.


foto by Napędzany Kebabem - Cezary biega, pisze, je
10.01.

10 Bieg WOŚP. Bez napinki, bez pomiaru czasu, bez znieczulicy, bez hejtu... Za to z bardzo fajną watahą, uśmiechem na twarzy, mnóstwem znajomych spotkanych po drodze i świetnymi planami na popołudnie.  #PomarańczowaRewolucja#DzieńBezGarmina

Bo bez względu na wszystko Bieg WOŚP musi być. A potem - zgodnie z tradycją, która urodziła się rok temu - wizyta w Samych Kraftach na pizzy i piwku.

13.01.

Sponsorem dzisiejszego biegania była TECZKA. Nie, nie... nie wypłynęła żadna moja kompromitująca. Nikt mnie nie szantażował, nikt mi nie groził. Ot po prostu... zwykła, biała, tekturowa teczka, wypełniona dokumentami potwierdzającymi wieloletnie, gruntowne i wszechstronne doświadczenie mojej instruktorki fitness, leżała na łóżku i przypominała, że obiecałam przybiec dziś do klubu i ją zwrócić.

jedna z ciekawszych tras do klubu wiedzie przez cmentarz. Kiedy pokonywaliśmy ją niedawno z Piterem, dyskutowaliśmy nawet, czy po cmentarzu wypada biegać. Dziś niespecjalnie się nad tym zastanawiałam. W ramach troski o własny (wciąż rehabilitowany) tyłek iście zamiast biegania i tak było nieuniknione. Oblodzone drogi cmentarza mówiły bowiem, że bardziej niż buty biegowe sprawdziłyby się na nich łyżwy.


Biegnąc do klubu z tą teczką, powinnam się byłam domyślić, że Wiola nie prosiła mnie o skanowanie swoich dokumentów ot tak sobie. Dowiem się o tym już za parę dni. A to, co usłyszę, uświadomi mnie, że wyrazy "sport" i "fair paly", gdy chodzi o pracę, niekoniecznie biegną w parze.


foto by Andrzej Piotrowski
14.01.

Jak się czuję po swoim debiucie na zajęciach Ortorehu na Siennickiej? Najbardziej bolą mnie... pościerane od tartanu dłonie.Emotikon smileAle podobno prawdziwy kryzys poczuję jutro, gdy będę chciała wstać z łóżka.
Więcej zdjęć tutaj: https://www.facebook.com/media/set/?set=a.1202616546433887.1073741928.161711053857780&type=3



foto by Andrzej Piotrowski
15.01.

Czuję się oszukana. Po przedwczorajszym Ortorehu miałam dziś mieć problemy ze wstaniem z łóżka. Tymczasem... Wstałam godzinę po budziku nie dlatego, że nie mogłam, lecz dlatego, że mi się nie chciało.






15.01.

Z cyklu: OBALAMY STAROPOLSKIE PRZYSŁOWIA
Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje? Eee tam... Gdybym zgodnie z planem wstała o 7.00, poszłabym biegać sama. A tak... dzięki temu, że zwlekałam z tym do późnego wieczora, do towarzystwa miałam męża. I świeżutki śnieżek w gratisie.


Pal licho śnieżek, ale ten mąż... Biedaczek tak bardzo musi się męczyć podczas wspólnego biegania, żeby się zniżyć do mojego poziomu. A jednak... wciąż dotrzymuje mi towarzystwa.

17.01 - to Bieg o Puchar Bielan i Bieg Chomiczówki. Nie powiem... Korciło mnie, żeby odpuścić sobie to krążenie po blokowisku, ale...


Mój ulubiony kalendarz podpowiada, że dziś jest Dzień Wszystkich Fajnych. Wszyscy Fajni biegli dziś Bieg o Puchar Bielan i/lub Bieg Chomiczówki, a wszyscy najfajniejsi zostali zaproszeni na tradycyjną doroczną naradę taktyczną podczas imprezy "Wola Blisko Bielan" :)

**********


- W tym bloku mieszkałam ja, w tym bloku mieszkał mój Maciek - podczas XXXIII Biegu Chomiczówki opowiadała mi Jagoda. - A tam jest okno, przez które mój tata patrzył, jak pokonujemy ten odcinek. Teraz widzi nas z nieba na całej trasie.

Jak poszedł mój pierwszy bieg w kategorii K-40? Mission completed. Po raz pierwszy w życiu zawody ukończyłam na miejscu lepszym niż Jagoda ( :)Emotikon wink) i - co najważniejsze - Nasza Zawodniczka (czyli Pani Irena, Mama Jagody) doprowadzona została na metę i 12. miejsce w kategorii K-60 :)


**********



- To jak? Wbiegamy za rączki? - zaproponował ktoś nieopodal mety Biegu o Puchar Bielan.
- No jasne! - chórem odpowiedzieli pozostali.
Chwyciliśmy się więc za dłonie, zajęliśmy całą szerokość ostatniej prostej i... wszystko pięknie, tylko brat się nie zmieścił w kadrze.

- To jak? Wbiegamy za rączki? - zaproponowałam nieopodal mety Biegu Chomiczówki (czyli dokładnie w tym samym miejscu, co poprzednio).
- No jasne! - odpowiedziała Jagoda.
Chwyciłyśmy Mamę Jagody za dłonie, zajęłyśmy całą szerokość ostatniej prostej i... tym razem w kadrze nie zmieściła się Jagoda.

19.01 przebiegał pod hasłem "dwie laski zaliczyły dziś dwa laski".


Z Emilką czasem trudno się umówić na bieganie. Bo Emilka ma dziecko. Bo Emilka ma idiotyczną pracę. Bo Emilka jest gapciem. A to zgubi telefon i nie oddzwoni. A to ten telefon gdzieś zostawi i nie odpisze na SMS-a. A to zapomni, że się umawiała... No ale (nie licząc męża) jest jedyną osobą, która jest w stanie zniżyć się do mojego żółwiego tempa, żeby choć na trochę gdzieś pomiędzy pracą i dzieckiem się ze mną spotkać. I jak tu jej nie uwielbiać?





20.01 = "Ortoreh po raz drugi". Do grona różnych znajomych i nieznajomych masochistów katujących się na Siennickiej dołączyła Iza. Po 1,5-godzinnym wycisku cała zaczerwieniona ustawiała się do grupowego zdjęcia wraz ze mną, Anią, Agą, Martą...
- To co? Teraz nas pewnie nienawidzisz? - zapytałam, ale odpowiedzi nie usłyszałam. Pot zatkał mi nawet dziurki w uszach ;)

23.01.



"Ain't no sunshine when she's gone
It's not warm when she's away.
Ain't no sunshine when she's gone
And she's always gone too long anytime she goes away..."


Ta piosenka pobrzmiewa w tle podczas rozgrzewki do BODYBALANCE. I sama nie wiem, co bardziej mnie dziś rozgrzało: ta piosenka, rozgrzewka, część zatytułowana "powitanie słońca", która następuje po rozgrzewce, czy... widok słońca za oknem. Whatever... Wszystko to razem do kupy wzięte sprawiło, że po BODYBALANCE zebrałam swoje manatki, zrezygnowałam z BODYPUMPA, wróciłam do domu i namówiłam Pitera na kilkukilometrowe bieganie. A na BODYPUMPA pójdę sobie innym razem, jak już słońce mnie nie będzie bałamucić.

Czasem naprawdę warto jest improwizować i zmieniać plany. Te kilka kilometrów z mężem to była najlepsza decyzja. Piękna pogoda, malownicza trasa, skrzypiący pod nogami śnieg, widok dzieciaków szalejących na sankach... Tak wyglądały ostatnie (póki co) podrygi zimy.

24.01. to... City Trail, runda 4. Chyba najbardziej kolorowy dzień tej zimy. #‎WszystkieKoloryTęczy

Foto by Emilia Rudnicka
Już jakiś czas temu napisałam, że ten cykl biegam przede wszystkim towarzysko. Dlatego 5 km, jakie miałam przebiec w Lasku Młocińskim, poprzedziłam około 5-kilometrową rozgrzewką, podczas której towarzyszyła mi Emilka. Sama Emilka City Traila nie biega. dzięki niej więc wszyscy mają z rundy czwartej całe mnóstwo kolorowych zdjęć.






Foto by Emilia Rudnicka
- No zobacz Iza... Jak za starych dobrych czasów, my znowu biegniemy we dwie.
- No....
- I zobacz... To już tyle lat, a nasza banda wciąż się trzyma.
- No... To były czasy... Przychodziło się na te treningi do Skaryszaka bez względu na pogodę, bez względu na wszystko.

Podczas wczorajszego City Traila wspominałyśmy z Izą, jak 3 lata temu podczas treningów do pierwszego Orlenu powstała nasza paczka, jak my dwie zawsze zamykałyśmy stawkę, jak dzięki prowadzeniu różnych życiowych rozmów udawało nam się mobilizować wzajemnie do pokonywania coraz dłuższych dystansów... Wydawało się, że te ploteczki ustaną dopiero po minięciu linii mety, ale...
- Zamknij się i przyspiesz! - w nasz dialog wtrącił się mój zły duch. - Może uda ci się zmotywować Izę i poprowadzisz ją na jakiś dobry wynik.

No więc zamknęłam się, przyspieszyłam, a Iza ruszyła za mną.
- Hura! To mój najlepszy od niepamiętnych czasów wynik! Dwadzieścia-dziewięć-dwadzieścia-cośtam! - za linią mety podbiegła do mnie zaczerwieniona Iza. - Miałam złamać 30 minut i złamałam!
Hmm... Milczenie naprawdę jest złotem? Wciąż nie jestem przekonana. Grunt, że w nagrodę za wynik Iza dostała od męża ciastko z wiśniami :P #‎WisienkaNaTorcie‬

Tego samego dnia popołudniu postanowiłam jeszcze skoczyć na BODYBALANCE, żeby się trochę porozciągać. Wieczorem zaś położyłam się z Piterem przed TV, obejrzałam jakiś film, trochę się wzruszyłam, trochę pochlipałam i... smarknęłam tak, ze aż z nosa polała się krew.
- No i doigrałaś się - surowym tonem zwrócił się do mnie Piter.
- Ale o co chodzi?
- Po cholerę jechałaś na ten fitness?
- Ale to tylko rozciąganie - próbowałam się bronić. Niemniej... To ciekawe, że pośród tych wszystkich osób, które próbują mnie wpędzić w poczucie, że trenuję za mało, jest ktoś, kto twierdzi, że przeginam.

26.01. 

#‎bodypump‬
- Możecie śpiewać - zasugerował Piotrek przed tricepsem. - Chociaż to jedno krótkie słowo: "Hallelujah".
No to "hallelujah" i do przodu! Ale śpiewa mi się znacznie lepiej na ćwiczeniach na nogi niż na ręce. Amen.


 
Aby zdążyć na ten BODYPUMP przed pracą, musiałam wstać o 6.30. I nie powiem, nie żałuję... Nie dość, że się ze wszystkim wyrobiłam, to dostałam jeszcze solidny zastrzyk pozytywnej energii. Z tego wszystkiego wieczorem poszłam jeszcze pobiegać z Piterem, a dwa dni później powtórzyłam ten zabieg.

 27.01.

Z cyklu: TRENINGOWE PARADOKSY
Dlaczego Małgorzata ma takie zjechane dłonie? Bo robiła wszystko, żeby zacząć szybciej biegać.

‪#‎Ortoreh‬ ‪#‎Siennicka‬ ‪#‎MokraPlama‬
PS. A najgorsze jest to, że jutro rano tymi ręcami będę dźwigać sztangę.



30 + 31.01 

Około 5,5 km w XI Biegu Wedla + 9 km również w XI Biegu Wedla + prawie 8 km w inauguracyjnej rundzie Wieliszewskiego Crossingu 2016 = około 22,5 km prawdziwego Testu (dla mojego) Kupra.
Dwa dni. Trzy starty. Żadnych pogaduszek w trakcie biegania. Nie powiem... Mięśnie nie są w tej chwili pierwszej świeżości, ale... lewy pośladek (a konkretnie: znajdujący się w nim przyczep mięśni udowych) mimo sporej eksploatacji nie odmówił posłuszeństwa.
Może jeszcze będą ze mnie biegacze.

Do tych dwóch imprez wrócę chyba jeszcze w kolejnym wpisie. Zostawię je sobie na deser. Tyle że na deser ten zamiast zachwycania się moimi współbiegaczami będzie łyżka dziegciu. Tymczasem małe podsumowanie: nie wiem, ile km przebiegłam, nie wiem, jak u mnie z tempem czy prędkością, nie wiem, ile i jakich jednostek treningowych wykonałam (bo nie każdy, oczywiście, odnotowywałam). Ale i bez tych cyferek wiem, że styczeń miałam intensywny. Nawet jeśli nie do końca w sensie sportowym. Tak więc...

Foto by Kamil Werner
Drogi Kamilu, Twoje zaproszenie na Endo przyjęłam, ale nie obiecuję, że w związku z tym będę tam częściej zaglądać. Na Twoim miejscu cieszyłabym się jednak, że są jeszcze ludzie, którzy nie zaglądają Ci w kilometraże, życiówki, średnie prędkości i średnie tempa, a lubią Cię za to, że jako jeden z nielicznych dotarłeś wieczorem po Półmaratonie Krakowskim na umówione miejsce, za to, że masz psa Skalpela, za to, że czasem wrzucasz fajne zdjęcia na fejsie i za to, że... a nie... o tym miałam nikomu nie mówić ;)


7 komentarzy:

  1. moje ednomondo wysyła mi płaczliwe maile pt. "tęsknimy", "gdzie jesteś", "wróć, brakuje nam ciebie". Co też nie znaczy, że nie jestem aktywna, bo chociaż mniej, to przecież dbam o swoją muskulaturę :) a jednak.... taki pamiętniczek jak Twój bardziej do mnie przemawia:) A każda próba współpracy z Endo kończyła się fiaskiem:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. rany! z rozpędu chciałam kliknąć w "kciuk w górę" i zbaraniałam;) to nie fb;) kiedy czytam to na fejsie, to jakoś się rozmywa cala intensywność, a teraz mnie aż zatkało, w życiu tyle się nie nabiegałam, co Małgoś w miesiąc:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wczoraj wbiegłam na piętro do podopiecznej. Żeby zdążyć od jednych ludzi do drugich jeżdżę autem, na piętro się nie dało;)
    jestem pod wrażeniem Małgorzato:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod wrażeniem to będziesz, jak mi się kiedyś uda wrócić do formy :)

      Usuń
  4. Zdecydowanie o wiele bardziej barwnie się to przedstawia niż na endo ;-) dużo startujesz, i chyba jeszcze więcej fitnessujesz. pozdrawiam jako użytkowniczka run-loga (dla siebie), endo (towarzysko) i garmin connecta (bo tam się automatycznie sciągają treningi z zegareczka) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz... w styczniu chyba jednak więcej biegałam niż fitnessowałam. Co do dużej ilości startów zaś... Dużo, ale krótkie i przebiegnięte głównie dla towarzystwa :)

      Usuń
  5. Chociaż już wcześniej o tym wszystkim wiedziałam to tu, zebrane 'do kupy' uderzyło mnie z całą intensywnością i nieźle...dało w kość:) naprawdę wielki szacun:)

    OdpowiedzUsuń