środa, 17 maja 2017

kilka kadrów z II Biegu Pilicy

W zeszłym roku w miejscowości, w której dorastał mój mąż (czyli w Białobrzegach Radomskich), miała miejsce pierwsza edycja 10-kilometrowego Biegu Pilicy (pisałam o nim gdzieś tutaj). Impreza była na tyle udana, że w tym roku, 14 maja, również postanowiliśmy połączyć rodzinną wizytę z imprezą biegową.

Tegoroczne zawody wzbogacone zostały o Mały Bieg Pilicy i Marsz Nordic Walking (3 km). Reszta pozostała bez zmian: trasa składała się z dwóch 5-kilometrowych okrążeń wiodących dobrze mi znanymi uliczkami miasta, słońce przypiekało bezlitośnie, organizacja stała na wysokim poziomie, pakiet startowy był niedrogi (cena wywoławcza 25 zł), kupon na grochówkę oddałam mężowi, a największą nagrodą po biegu (nie licząc medalu) była możliwość odwiedzenia miejscowej lodziarni. Kupon na jedną gałkę lodów znajdował się w pakiecie, za pozostałe trzy dopłaciłam bez mrugnięcia okiem.

Start biegu głównego przewidziany był na 11.00. W okolicach linii startu pojawiliśmy się jednak już około 8.45. Bynajmniej nie dlatego, że aż tyle czasu potrzebowaliśmy na ogarnięcie biura zawodów i przeprowadzenie rozgrzewki. Po prostu... Tak jak i rok temu start biegu głównego poprzedziły dziecięce Biegi Kolorowe: "niebieski" (200 m) dla przedszkolaków, "żółty" (400 m) dla uczniów klas 1-3 szkół podstawowych, "czerwony" (800 m) dla uczniów klas 4-6 oraz "zielony" (1500 m) dla gimnazjalistów. Na pierwszym z dystansów wystartowały najpierw Ola i Tosia, a potem - Adaś, Jaś i Staś, czyli całkiem pokaźna gromada siostrzenic i siostrzeńców Piotrka.

Szczerze mówiąc jakoś nie mam weny, by Bieg Pilicy opisywać krok po kroku czy nawet kilometr po kilometrze. Niemniej... Zachowałam w pamięci kilka kadrów, które - zupełnie przypadkiem - ktoś uwiecznił na fotografiach, i jakoś szkoda mi było nie podzielić się nimi.

BIEG NIEBIESKI - DZIEWCZYNKI

foto by RadomSport.pl

Zwyczaj jest taki, że najmłodsze dzieci startują wraz z opiekunami. Dzień wcześniej Tosia zadecydowała, że to ja, a nie tata, będę biegła razem z nią. W dniu zawodów Tosia była tak pełna energii, że... jak to dziecko... przewróciła się w trakcie "rozgrzewki". Ta wywrotka trochę ostudziła jej zapał. Przez prawie cały bieg musiałam trzymać ją za rękę, a ona szła na szarym końcu wpatrzona w kostkę brukową, szurając i powłócząc nogami. Niedaleko mety zobaczyłyśmy jej sporo młodszą kuzynkę Olę.
- No wiesz... Nawet Ola jest szybsza od ciebie - przed ostatnim zakrętem próbowałam zagrzać Tosię do walki o przedostatnie miejsce. Tego akurat nie trzeba było jej dwa razy powtarzać. Tosia zerwała się do finiszu i nagle okazało się, że naprawdę potrafi całkiem szybko biegać.

BIEG NIEBIESKI - CHŁOPCY

foto by RadomSport.pl

Ten lanser w czerwono-czarnym stroju, okularach i żółtych adidasach to Adaś - starszy brat Tosi. W przeciwieństwie do Tosi Adaś bardzo nie chciał być na szarym końcu, od samego początku miał zamiar się ścigać, no i mowy być nie mogło o trzymaniu za rączkę. "Będę biegł sam" - oznajmił wujkowi Piotrkowi. Zresztą... jak widać na załączonym obrazku... wujek ledwo za nim nadążał ;)

PAKIETY STARTOWE

foto by przypadkowy przebiegacz

Niektórzy biegacze rozczarowani byli, że pakiety startowe nie zawierały koszulek. My jakoś nie. Po pierwsze: nikt ich w regulaminie nie obiecywał. Po drugie: biegowe T-shirty już od dawna wysypują nam się z szafy. Po trzecie: i tak zamierzaliśmy się lansować w swoich świeżo zdobytych koszulkach Adidas Runners Warsaw. Po czwarte: zamiast koszulek wszyscy uczestnicy dostali biegowe czapeczki. Z pewnością się przydadzą, bo jak widać - od wielu lat wciąż biegam w tej samej.
PS. Za nami "oficjalna" kurtyna wodna. Ale na trasie były również takie "nieoficjalne", przygotowane przez mieszkańców. Chyba wszyscy biegacze byli nimi... (u)rzeczeni.

PRZED STARTEM

selfie by Kasia Wiśniewska

Nie pobiegli w biegu głównym nasi krewni z Białobrzegów. Nie pobiegli w biegu głównym nasi tutejsi znajomi. Ale na ekipę z Warszawy zawsze można liczyć. Nawet 70 km od domu.

BIEG

foto by RadomSport.pl
Bieg jak bieg. Jak już pisałam, trasa składała się z dwóch 5-kilometrowych okrążeń wiodących dobrze mi znanymi uliczkami miasta, słońce przypiekało bezlitośnie... Gdzieś między trzecim a czwartym kilometrem dołączyła do mnie obstawa. 
Pan po mojej lewej - niezwykle uprzejmy. Biegł tak sobie obok mnie, czasem zagaił (temat zasadniczy - Endomondo; moje uparcie oznajmiało mi przebiegnięty kilometr nawet do 200 m przed oficjalnym oznaczeniem, panu - wręcz przeciwnie)... Widać podpasowało mu moje tempo, a moja obecność go motywowała. I wzajemnie. W paru krytycznych momentach nie odpuszczałam, żeby go tylko nie zgubić.
Pan numer dwa - bez komentarza. Kawałek jego nogi i pomarańczowej koszulki wystaje zza mnie i zza pana nr 1. Ot, jak schował się za naszymi plecami gdzieś między trzecim a czwartym kilometrem, tak dowiózł się na nich do samej mety. No... Prawie do samej mety.




META

foto by datasport.pl
Zobaczywszy chorągiewkę z oznaczeniem dziewiątego kilometra, odnalazłam w sobie jeszcze na tyle dużo sił, by przyśpieszyć. Tu urwałam się mojej obstawie. Pana w pomarańczowej koszulce nie miałam już okazji zobaczyć. Na pana z wąsem zaczekałam za linią mety, by przybić z nim piąteczkę. Należała się, a jakże... W końcu najlepszy tegoroczny czas na dychę miałam w kieszeni.

DZIEŃ PO

W poniedziałek, dzień po zawodach, udałam się do Adidas Runners Warsaw na jeden z moich ulubionych treningów - GIRLS WORKOUT. Na ten dzień Julita zaplanowała podbiegi, Martyna zaś zbierała grupę, która w weekend biegała jakieś zawody. Rozsądek nakazywał, by takim osobom zorganizować rozbieganie.
- Ale biegłaś na 100%? - dopytywała Martyna, gdy i ja zgłosiłam się do jej grupy.
- Jak na moją aktualną formę - tak - odpowiedziałam.

No właśnie... Nieco śmiesznie brzmią moje aktualne wyniki i moje 100%, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że w 2014 roku 10 km biegałam poniżej 50 minut (życiówka - 48:54), a 5 km poniżej 25 minut (życiówka - 23:50). Od tamtego czasu wydarzyło się jednak tyle złych rzeczy, że - by ocenić progres - bardziej miarodajne jest porównanie moich tegorocznych wyników z wynikami z roku 2016, kiedy to moje rozcięgna podeszwowe, jakby to mogła powiedzieć Julita Kotecka, rozłożone były na łopatki.


Bieg Konstytucji
5 km
GP Żoliborza, runda 2
10 km
Bieg Pilicy
10 km
2016
28:19
59:35
58:31
2017
27:56
57:25
56:40

I jak? Czy mniej śmiesznie to teraz wygląda?

3 komentarze:

  1. ja tam się psze Państwa Koleżeństwa na wynikach nie znam, ale i tak podziwiam, że po takiej kontuzji biegasz... dla mnie każdy jeden km to jakaś katorga, a jak wezmę pod uwagę stan moich ścięgien i mięśni to w ogóle bieg jest czymś niewyobrażalnym, zazwyczaj krótkie podbiegnięcie kończy się totalnym uziemieniem i spacerami w tempie żółwia wyścigowego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo Tosia, brawo Adaś, brawo Ty, brawo Wy!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń