środa, 20 listopada 2013

chce się żyć, czyli w pogoni za wiedzą


http://www.youtube.com/watch?v=qHZo0LMBOw4
Niedawno miała miejsce kinowa premiera filmu Macieja Pieprzycy "Chce się żyć". Oparta na faktach historia Mateusza - chłopca, który urodził się z rozległym porażeniem mózgowym i który przez to, że nie mógł mówić ani chodzić, dość prędko zdiagnozowany został przez lekarzy jako "warzywo", osoba upośledzona intelektualnie, nie tylko niepotrafiąca wyrażać swoich
uczuć i myśli, ale również tych uczuć i myśli w ogóle nieposiadająca.
Film doczekał się kilku nagród (również na festiwalach zagranicznych), pozytywnych recenzji i uznania publiczności (więcej poczytać można o nim tutaj lub w jakiejkolwiek innej recenzji). Nie dlatego jednak postanowiłam jakiś czas temu obejrzeć go sobie w kinie. Otóż... Miałam kiedyś propozycję, by przy tym filmie pracować. Miałam też za sobą lekturę scenariusza. I pamiętałam, iż urzekło mnie w nim to, że mimo niewątpliwej powagi tematu był on dość zabawny. A już najwięcej humoru kryło się w monologach wewnętrznych głównego bohatera. Mateusz, który z punktu widzenia zdrowego człowieka, powinien być smutny i nieszczęśliwy, spośród wszystkich postaci scenariusza zdawał się śmiać najbardziej.
Ostatecznie jednak przy filmie nie pracowałam (bo... długo by gadać... ale powiedzmy, że... oprócz tego, że chce się kręcić wartościowe filmy, to... chce się... za coś... żyć), a wizyta w kinie była mi potrzebna, by skonfrontować swoje wyobrażenia na podstawie lektury scenariusza z tym, jak ostatecznie temat został ujęty podczas realizacji.

Wczoraj (jak zwykle pod batutą Rafała Staniszewskiego i Piotra Krawczyka, zwanego Dzikim) miał miejsce XIX nieoficjalny Bieg Po Prawdziwej Warszawie. Dla niewtajemniczonych: Biegi po Prawdziwej Warszawie to oglądanie stolicy w biegu z udziałem biegającego licencjonowanego przewodnika po Warszawie. Na start przychodzą biegacze amatorzy, którzy są w stanie przebiec w wolnym tempie kilkanaście - dwadzieścia kilka kilometrów. Przewodnik, Rafał Staniszewski z zawodu psycholog, z zamiłowania biegacz, maratończyk i varsavianista z uprawnieniami do oprowadzania wycieczek, pokazuje Warszawę nieznaną, miejsca z klimatem, miejsca z historią, daleko od głównych ciągów turystycznych, prawdziwe miasto oglądane i poznawane w biegu.
Wczorajszy bieg prowadził ulicami Warszawy najprawdziwszej, najmniej zniszczonej podczas II wojny światowej, a zarazem najbardziej szemranej. Wczorajszy bieg to zwiedzanie Pragi Północ, a konkretnie Szmulek.


 
 


Dziki podsumował to zwiedzanie następująco: No a Szmulki niezłe! Dopisał folklor lokalny. Pan spod Dworca Wschodniego, po którym raczej spodziewaliśmy się, że poprosi o 20 groszy za swoje wystąpienie na temat Pragi i granicy Szmulowizny, a ten pan pożegnał się, wsiadł do błyszczącej, czerwonej beemki i pojechał... Niezłe... A teren nieznany, to nie były typowe obiekty Pragi, stary młyn, fabryki, których nie ma, wiemy skąd wzięły się "pepegi", skąd "pasmanteria", wiemy, dlaczego Szmulki to Szmulki, itd.
A jeśli ktoś chciałby zapoznać się bliżej z trasą biegu, polecam fotorelację, jaką zrobiła dla nas jedna z uczestniczek: https://www.facebook.com/media/set/?set=a.246734775482173.1073741832.157548144400837&type=1


XIX BPPW nietypowy i wyjątkowy był jednak nie tylko ze względu na nietypowość i wyjątkowość zwiedzanych obiektów. Nietypowa i wyjątkowa była pora (wtorek, godz.11.00, podczas gdy zazwyczaj po prawdziwej Warszawie biegamy w weekendy, kiedy dołączyć mogą nie tylko osoby pracujące na drugą zmianę i -jak ja - bezrobotne). Nietypowa i wyjątkowa była pogoda (pomiędzy dwa szaro-bure listopadowe dni wkradł się jeden ciepły i słoneczny). Nietypowy i wyjątkowy był dystans (6 km, podczas gdy zazwyczaj biegamy minimum 12). Nietypowa i wyjątkowa była ilość uczestników (około 10, podczas gdy ostatnimi czasy grupa potrafiła rozrosnąć się nawet do około 50). Nietypowe i wyjątkowe było to, że wystąpiliśmy wczoraj jako grupa testująca nowy sprzęt nagłośnieniowy. Nietypowe i wyjątkowe było to, że wreszcie wszystko było słychać tak dobrze, że zamiast gadać z kim popadnie, skoncentrowałam się na chłonięciu wiedzy (rezultaty od razu było widać podczas późniejszego testu, Dziki nazwał mnie nawet prymuską). Ale najbardziej nietypowe i wyjątkowe było to, że...

Jedna z zasad dobrej budowy dramatu brzmi: jeśli w pierwszym akcie na ścianie wisi strzelba, to w trzecim musi wystrzelić. A zatem i film "Chce się żyć" pojawił się w kontekście Biegów Po Prawdziwej Warszawie nieprzypadkowo. Bowiem... Organizatorem Biegów po Prawdziwej Warszawie jest Stowarzyszenie Terapeutów, prowadzące w Warszawie i nie tylko w Warszawie, programy i placówki dla dzieci, młodzieży i osób dorosłych z autyzmem, osób niepełnosprawnych, a także pracujące z młodzieżą i dziećmi zagrożonymi uzależnieniami i przejawiających ryzykowne zachowania.
I tak najbardziej nietypowe i wyjątkowe było to, że po wczorajszym biegu zaproszeni zostaliśmy do Ośrodka Integracji Społecznej, mieszczącego się przy ul. Białostockiej 9, gdzie mieliśmy szansę poznać podopiecznych stowarzyszenia. Fantastycznych ludzi, którzy w ramach zajęć kulinarnych przygotowali dla nas przepyszną pomidorówkę. Z makaronem (wszak przeznaczona była dla biegaczy). Z kajzerkami (bo Rafał do zupy najbardziej lubi bułki). Z pokrojoną w kostkę marchewką. Z koperkiem i natką pietruszki, które na szczęście (jakby wiedzieli, że tam będę i że zielska pływającego w zupie nie znoszę) posiekane stały w osobnych miseczkach. I przede wszystkim z... jak uzmysłowił nam Dziki... "z wkładem - z uczuć..."

Uzmysłowił nam również Dziki, że nie można patrzeć na podopiecznych stowarzyszenia naszą zwyczajną miarą szczęścia i nieszczęścia. A oni sami, podawszy nam ręce na powitanie, przybiwszy z nami niezliczone ilości piąteczek, zapytawszy o nasze imiona, pokazali nam, ile radości życia w nich drzemie. Widoczne to było zwłaszcza u "Duszy Towarzystwa" i "Mistrza Ceremonii" Krzysztofa, który choć przez chwilę starał się z każdym zagadać i naśladując Rafała, zadającego pytania konkursowe, pytał nas o różne rzeczy, a nasze odpowiedzi poddawał ocenie. I wykazywał się przy tym niesamowitym poczuciem humoru. Rękę, która za złą odpowiedź nakazuje mojemu bratu robić pompki, zapamięta chyba każdy uczestnik XIX BPPW.

Na zakończenie wszyscy obdarowani zostali medalami, które własnoręcznie robią podopieczni stowarzyszenia. Zupełnie nietypowo i wyjątkowo. Bo normalnie, by zdobyć taki medal, wysilić się trzeba trochę bardziej. Trzeba uważnie słuchać tego, co podczas BPPW mówi przewodnik Rafał i wykazać się potem w konkursie wiedzowym. Niech jednak nie martwią się ci, którzy mają problemy z pamięcią. Taki medal można też sobie wybiegać. Rodzinne Biegi Górskie to kolejna interesująca inicjatywa Stowarzyszenia Terapeutów. Niestety jeszcze dokładnie nie wiadomo, kiedy ruszy kolejna edycja.

2 komentarze:

  1. Dzięki Małgorzato!!! Dziki

    OdpowiedzUsuń
  2. piękny medal i piękny to musiał być finał tego biegu (z resztą jak i sam bieg). bardzo fajna inicjatywa! A jeśli chodzi o film - jedna z piękniejszych i bardziej pozytywnych produkcji, jaką ostatnimi czasy widziałam.

    OdpowiedzUsuń