środa, 18 grudnia 2013

Z+P+U 2014

06.01.2014 - czyli w Święto Trzech Króli - niektórzy warszawiacy wezmą z pewnością udział w jakimś kolorowym ulicznym orszaku, który bardziej lub mniej szczegółowo będzie się starał oddać wydarzenia pewnej nocy. Inni wybiorą tego dnia telewizor, jeszcze inni skorzystają z długiego weekendu i wyjadą na narty... Warszawscy biegacze zaś udadzą się do Centrum Handlowego Arkadia. Nie, nie... nie będę w ulubiony przez wielu Polaków sposób spędzać dnia wolnego od pracy, nie będą siadywać w knajpkach, nie będą niczego kupować (zwłaszcza, że jak na święto przystało centrum będzie zamknięte). Warszawscy biegacze, (a konkretnie ci, którzy przynależą do jakichś klubów i grup biegowych) wezmą udział w "10K Parking Relay” - sztafecie 5 x 2 km, która w całości zostanie rozegrana na terenie arkadiowego parkingu (organizator: ENTRE.pl, szczegóły tutaj).

Nie powiem, ucieszyłam się na myśl o tym, że i Zabiegani Po Uszy mogliby wystąpić w tej imprezie.  Bo to pierwszy tego typu bieg w Polsce. Bo pamiętam świetną zabawę, która - mimo pewnych niedociągnięć - towarzyszyła Sztafecie Bielańskiej, w której startowaliśmy latem. Bo mam sentyment do zawodów organizowanych przez ENTRE.pl - nie dość, że zazwyczaj stoją na wysokim poziomie organizacyjnym, mają fajny klimat i nie należą do najdroższych, to jeszcze w tym roku w ich ofercie znalazło się parę biegów (cykl Grand Prix Żoliborza), w których jako bezrobotna mogłam wziąć udział za darmo.

Nie powiem, ucieszyłam się, ale... Nasz udział póki co stoi to pod znakiem zapytania. Niektórzy - mimo święta - pracują, niektórym nie odpowiada formuła (asfalt i zamknięcie), niektórzy źle się czują na dystansie 2 km, niektórzy leczą się z kontuzji, niektórzy twierdzą, że cena 150 zł od drużyny (czyli 30 zł za 2 km od osoby) jest zbyt wysoka. I wszystkie te argumenty do mniej trafiają. Bo sama niejednokrotnie takich używałam. Do tego... po zagłębieniu się w regulamin "10K Parking Relay” i po przeczytaniu kilku komentarzy na fejsowej stronie wydarzenia (oj sprzyja temu nadmiar czasu, sprzyja...) pojawiło się (tym razem z mojej strony) pewne "ale" natury ideologicznej. O tym napiszę następnym razem, a teraz... licząc się z tym, że w Święto Trzech Króli nie przybędą Uszaci do Arkadii, oddam się wspomnieniom z naszej pierwszej (i jak dotąd jedynej) sztafety.

 V Bielański Bieg Sztafetowy
 02.06.2013, Park Olszyna

Podczas gdy duża część naszej grupy odpoczywała po rzezi niewiniątek (Paweł, Paweł, Iza, Filip - jeszcze raz gratulacje!!!), druga część naszej grupy postanowiła, by o nazwie ZABIEGANI PO USZY usłyszał świat, i wzięła udział w V Bielańskim Biegu Sztafetowym (5x3,6 km).



Na początku - moja mina mówi wszystko - mały zgrzyt. Udział w zawodach okazał się płatny, chociaż w regulaminie nie było o tym mowy.






 
Niemniej... 60 zł zostało wysupłane, a panie, które nas zapisywały, wpadły w zachwyt nad nazwą grupy. Żałowaliśmy trochę, że Paweł Żuk nie jest z nami. Bo chyba by się ucieszył, że nazwa według jego pomysłu podobała się nie tylko nam.




Nasz team po przejściu wszelkich formalności ostatecznie wyglądał tak. Niech Was tylko nie zmyli numer 27 na naszych koszulkach. Miałam się nie przyznawać, ale... w zawodach brało udział tylko 11 drużyn. Za to poza naszą, jeszcze tylko jedna (grupa dzieciaków z Geparda) odznaczała się tak wysokim stopniem feminizacji. Pozostałe - myśląc zapewne o dobrych wynikach - miały tylko po jednej kobiecie w ekipie. Minimum jedna kobieta - taki był wymóg organizatora.

Rozgrzewka przed biegiem wyglądała dość nietypowo. A wszystko to za sprawą maskotki naszej drużyny - małego Maksia.








Na pierwszy ogień poszłam ja. Wszyscy pewnie znowu żałowali, że Paweł Żuk nie jest z nami. Gdyby mnie zastąpił, z pewnością poprawiłby nam statystyki. Przy nim to ja przecież jestem mały żuczek.





Na drugiej zmianie wystartowała Emilia.










 Potem Nola.









Potem Piotr.










A na końcu Marcin. Do biegu wyrywał się tak bardzo, że aż wyszedł mi z kadru.








Gdy Piter przekazał pałeczkę Misiowi, okazało się, że podczas biegu dał z siebie tak wiele, iż wymagał natychmiastowej reanimacji.






A tymczasem Misio dzielnie biegł. Niesiony dopingiem. Bo ten (nie licząc drużyny włoskiej - prawdziwi Azzurro, a nie tacy z Włoch pod Warszawą) mieliśmy najlepszy. Żałowałyśmy tylko z Nolą, że... nie, nie... tym razem nie tego, że nie ma z nami Pawła Żuka. Żałowałyśmy, że nie mamy koszulek z nazwą grupy i pomponów, aby móc lepiej kibicować naszym chłopakom.
- Misiu! Jak przebiegniesz ostatnie okrążenie w minutę, to jeszcze wygramy! - choć już karty były rozdane, kłamałam jak z nut, nie mając lepszego pomysłu i lepszych akcesoriów, a za mną powtarzał komentator, nazywając mnie (ha, ha!) trenerką.
 

- Jak tego nie zrobi, to go wyrzucimy - odgrażała się w tym czasie Nola. 








A niczego nieświadomy Misio w swoim tryumfalnym geście zakończył bieg. 








Nie dla nas niestety były te puchary i medale. 









Jako zdobywcy 7-go miejsca musieliśmy zadowolić się dyplomem. 








A ja jako osoba zgłaszająca grupę do sztafety odebrałam jeszcze uścisk dłoni i pocałunek w rękę (fuuuj) organizatora imprezy. Zdecydowanie "naszego pupilka, pieszczoszka i ulubieńca" ;)





Tak wygląda nasza drużyna w glorii i chwale. Niech Was nie zdziwi nieobecność numerów startowych na koszulkach. W tej kwestii nastąpił drugi zgrzyt imprezy. Numery - jako numery wielokrotnego użytku - zostały nam odebrane.





Ale zapomnijmy o porażkach. Bo przecież mogliśmy wziąć jeszcze udział w losowaniu nagród.







Tak, tak... Wzrok Was nie myli. To są właśnie nagrody możliwe do wygrania w loterii. W pełnej krasie. Większości uczestnikom sztafety przysporzyły one radości większej niż najlepsze wyniki. Tylko Nola na ich widok zabrała rower i uciekła. 














My ze swoimi nagrodami prezentowaliśmy się tak. Najbardziej chyba zadowolony był Piter ze swojej kasety "Piosenka Biesiadna". Toż to przecież jego ulubiony nośnik i ulubiony styl muzyczny.







W tak szerokim obiektywie zmieścili się wszyscy uczestnicy sztafety.
Foto: ENTRE.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz