Wczorajszy biegowy czwartek z BNT to:
- mikołajowe czapki na głowach niektórych uczestników,
- pies, któremu przyprawiono rogi i dzwoneczek,
- św. Mikołaj, który rozdawał cukierki,
- całkiem ostro zacinający deszcz ze śniegiem,
- silne podmuchy wiatru, dowodzące, że wieść o orkanie Ksawerym to nie bajka wymyślona przez meteorologów, lecz fakt. I to fakt autentyczny.
Wczorajszy biegowy czwartek z BNT to... to ucieczka.
- Coś czuję, że gdyby nie miał dziś do nas przyjść ksiądz po kolędzie, to nigdzie byśmy się nie ruszyli w taką pogodę - stwierdził mąż, gdy w okolicach godz. 22.00 (nieco zziębnięci i zmoczeni) wracaliśmy już do domu. I nie mogłam nie przyznać mu racji. Bo... co zrobić... parszywej pogody nie lubię, ale księży... @#$%^&*()!!!
- @#$%^&*()!!! - to i wiele jeszcze innych rzeczy powiedziałam, gdy, przekroczywszy próg mieszkania, dowiedziałam, że jest godzina 22.15 (!!!), a ksiądz nie raczył się jeszcze pokazać.
- @#$%^&*()!!! - to i wiele jeszcze innych rzeczy pomyślałam, gdy w okolicach 22.30 (!!!), usłyszawszy, że ksiądz nadciąga, poszłam dalej się moczyć. Tym razem, na szczęście, pod gorącym prysznicem.
Dzisiejszy biegowy piątek ze sobą samą miał:
- być moim ostatnim wybieganiem przed toruńskim półmaratonem Mikołajów,
- prowadzić wałem od Mostu Północnego aż do XVIII-wiecznego zespołu pałacowo-parkowego w Jabłonnie,
- uświadomić mi, że nie mogę się doczekać, aż z kontuzji wyleczy się moja ukochana Emilka, z którą tę trasę przemierzałam latem.
Dzisiejszy biegowy piątek ze sobą samą póki co... póki co jeszcze się nie odbył. I - zważywszy na to, że ksiądz nie wygania, a Ksawery nie zachęca - pewnie się nie odbędzie.
u mnie to byś pobiegała, bo Ksawery był taki jakby go nie było :)
OdpowiedzUsuń