czwartek, 23 sierpnia 2018

z głową w chmurach

Józek, nie daruję ci tej nocy, 03.09.2011


„:( Józek odszedł...” - ostatniego dnia sierpnia dostałam SMS-a od brata.
Natychmiast do niego oddzwoniłam, żeby zapytać, jak z tym faktem radzi sobie chrześnica.
- Popłakała się. I od czasu do czasu, jak jej się nagle Józek przypomni, zaczyna na nowo.
Kim był Józek?


Na imprezach - niezwykłym kompanem do piwa i popcornu.
Z zawodu - gwiazdą filmową.
Dla chrześnicy – realizacją jej marzeń.
A tak poza tym... Niezwykle pociesznym białym szczurkiem z kawowymi łatkami na grzbiecie i z czerwonymi oczkami.
Gdy chrześnica była dziewięcioipółletnią dziewczynką, zapytałam ją o jej marzenia.
- Chciałabym iść na mecz Legii. Chciałabym mieć kota, ale na razie nie mogę. A skoro nie mogę kota, to mogłabym też mieć szczura – odpowiedziała.
Pracowałam wówczas przy serialu, w którym oprócz dużej ilości aktorów grała duża ilość zwierząt. M.in. Józek - „tresowany szczur, który tańczył”.
- Chcesz szczura? Będziesz miała szczura. Jeśli się uda, to takiego filmowego... - obiecałam.

I tak któregoś dnia, kiedy chrześnica kompletnie się tego nie spodziewała, przywiozłam jej pod połą kurtki małego Józka..
"Na Wyspach Bergamutach
podobno jest kot w butach /.../
i tresowane szczury
na szczycie szklanej góry.."

Wymarzony szczur przez dwa lata mieszkał z chrześnicą w jednym pokoju.
W ciągu tych dwóch lat chrześnica była też na kilku meczach Legii, którymi w międzyczasie zdołała się znudzić, i dorobiła się dwóch kotów, za którymi wprost szaleje. 
A ja jako dziecko marzyłam, żeby latać jak Adaś Niezgódka z „Akademii Pana Kleksa” i żeby mieć pierścień Arabelli.
Od tamtego czasu wiele razy leciałam samolotem i dorobiłam się kilku pierścionków.
Bo przecież marzenia się spełniają. Pod warunkiem, że pozostają w granicach zdrowego rozsądku.
"Jest słoń z trąbami dwiema
i tylko wysp tych nie ma!"


Ostatni etap projektu "Chcę to przeżyć" kończy się 3. września, a ja wciąż nie zrealizowałam swojego marzenia i - co za tym idzie - nie wypełniłam obowiązku napisania relacji. Z pewnością nie dlatego, że jestem opieszała czy mam problemy z organizacją czasu. Przyczyna ma poniekąd związek ze zdroworozsądkowością, o której była mowa w przytoczonym na początku wpisie. Brzmi enigmatycznie? Być może. No to po kolei...

Decyzję o wyborze atrakcji podjęłam natychmiast po ogłoszeniu wyników drugiego etapu. Bardzo szybko otrzymałam od Katalogu Marzeń swój voucher na lot balonem w okolicach Warszawy, a zaraz po wypełnieniu formularza rezerwacyjnego - bezpośredni numer do organizatora.

- Halo - po drugiej stronie słuchawki odzywa się męski głos. Nie słyszę ani nazwy firmy, ani nic o lotach balonem, więc czuję się zdezorientowana.
- Nie jestem pewna, czy dobrze się dodzwoniłam... - wyjaśniam panu, w jakiej sprawie dzwonię.
- Dobrze - potwierdza pan, a ja przechodzę do zasadniczej części rozmowy: próby rezerwacji.
Podaję pierwszy termin.
- Mam lot na wyłączność - odpowiada pan.
Podaję drugi termin.
- Mam lot na wyłączność - pan powtarza jak refren.
Podaję trzeci termin.
- Właściwie to ja nie mam wolnych weekendów. Jedyne wolne miejsce, jakie mam w najbliższym czasie, to czwartek w przyszłym tygodniu.
- Nie mogę. Pracuję.
- A nie może wziąć pani urlopu?
- Nie mogę - odpowiadam ku wielkiemu zdumieniu pana, kończę rozmowę i natychmiast informuję koordynatorkę "Chcę to przeżyć" o zaistniałych problemach, jak również o tym, że ostatnie dwa tygodnie sierpnia spędzam w Zakopanem. Może by tak udało się zrealizować lot w okolicach Krakowa? - uprzejmie zapytuję.
Agnieszka reaguje błyskawicznie, bez problemu wymienia mi voucher na lot balonem organizowany przez Balloon Expedition, możliwy do zrealizowania w różnych miejscach, m.in. w okolicach Krakowa. Wiedząc, że czas mnie nagli, telefon wykonuję najszybciej, jak się da. Niestety z Balloon Expedition nie da się umówić na konkretny termin. Osoby chętne do odbycia lotu wpisane zostają do bazy danych i czekają na znak-sygnał od organizatora, kiedy w ich okolicy odbędzie się lot.
- W weekend 11-12 sierpnia będziemy w Warszawie, a w kolejny latamy nad Jurą - informuje mnie pan Paweł.
- To super. Niech mnie pan w takim razie wpisze jako osobę chętną i na Warszawę, i na Kraków! - proszę, wyjaśniając przy okazji, jak to jest z tymi moimi terminami, urlopami i voucherami z Katalogu Marzeń. Pan Paweł zdaje się wszystko rozumieć. Rozmowę z nim kończę więc pełna dobrych myśli.

Nadchodzi piątek 10.08. Przez pół dnia jak na szpilkach czekam na informację od organizatorów. Ponieważ jednak telefon milczy, zaglądam na ich Facebooka, a tam... Ze zdjęcia uśmiecha się do mnie kolorowy balon. Sam wpis jest jednak mniej kolorowy: "Jakie macie plany na weekend, Kochani? U nas weekend pod znakiem zapytania pod względem meteorologicznym..."
Aby rozwiać znak zapytania, piszę do pana Pawła, przy okazji przypominając o opcji Kraków i o terminie ważności swojego vouchera.W sobotę dociera do mnie odpowiedź: "Witam serdecznie, Warszawa odwołana. Planujemy wizytę na Jurze pod koniec przyszłego tygodnia. Bądźmy w kontakcie :) Coś na pewno wymyślimy". Po tej informacji nie jestem już tak pełna dobrych myśli. Zaczynam żałować, że wybrałam z Katalogu Marzeń atrakcję, która tak bardzo zależna jest od pogody. Myślałam, że lot balonem to brak adrenaliny i totalny relaks, a tymczasem w oczekiwaniu na pozytywne wieści żyję w permanentnym stresie.

No więc czekam na ten kontakt. Weekend i nasz wyjazd na wakacje zbliżają się dużymi krokami, a w eterze głucha cisza. W czwartek 16.08 postanawiam więc przypomnieć się sama. Podpytuję o dzień, miejsce, godzinę...
- Nie wiem - odpowiada pan Paweł. - Ciężko mi powiedzieć. To zależy od pogody, wiatru, dostępności przestrzeni powietrznej...
- Ale chociaż tak orientacyjnie... - drążę temat dalej, tłumacząc, że jechać będziemy z Warszawy i muszę to jakoś ogarnąć logistycznie.
- Nie wiem... Ciężko mi powiedzieć... Raczej to będzie sobota... Może około 5.30 rano, a może popołudniu...Wieczorem powinienem wiedzieć więcej.
Informuję pana Pawła, że 5.30 nie wchodzi raczej w grę, ale żeby bez względu na wszystko napisał mi wieczorem, jakie zapadły ostatecznie decyzje.
- Oczywiście - odpowiada pan Paweł, po czym... dzwoni do mnie we wtorek tygodnia następnego po interwencji koordynatorki Agnieszki, której w międzyczasie doniosłam, że czuję się... robiona w balona.

- Podobno chciała się pani ze mną skontaktować - zagaja pan Paweł, jakby nic się nie stało. Koniec końców dowiaduję się, że kolejny lot nad Jurą odbędzie się może w niedzielę 26.08, a może w poniedziałek 27.08, a może we wtorek 28.08... Oczywiście pod warunkiem, że dopisze pogoda i że uzbiera się grupa chętnych. Co do godziny - może rano, a może popołudniu... Oczywiście wszystko zależy od kierunku wiatru i dostępności przestrzeni powietrznej.
- A czy mógłby mi pan chociaż powiedzieć, skąd zazwyczaj zaczynacie swoje loty nad Jurą?
- Z Zawiercia - oznajmia pan Paweł i, oczywiście, obiecuje być w kontakcie.

Po tej rozmowie sprawdzamy z Piterem, w jakiej okolicy od Krakowa jest Zawiercie. Wychodzi nam prawie 100 km. Do tego ponad 100 km z Zakopanego do Krakowa.
- To bez sensu - stwierdzamy po dokonaniu bilansu zysków i strat. Nie licząc godziny lotu balonem (do którego i tak wsiadłabym tylko ja), byłby to cały dzień spędzony na jeżdżeniu samochodem w tę i z powrotem. A to wszystko i tak pod warunkiem, że zbierze się grupa, że dopisze pogoda, no i że pan Paweł faktycznie będzie ze mną w kontakcie.

Strasznie mi jest ciężko podjąć tę decyzję, bo od dawna mam mnóstwo pomysłów na relację związaną z lotem balonem. Miał być romantyczny wpis na blogu, miał być nie mniej romantyczny filmik z piosenką Lorien "Ciało na pół", miało być kilka mniej lub bardziej zabawnych GIFów, miało być kilka nawiązań filmowych, literackich i autobiograficznych, miałam sobie zanucić jedną z moich ulubionych piosenek Lecha Janerki: kolorowy odlot nad Paragwaj, kolorowe odpryski chmur...



Strasznie mi jest ciężko podjąć tę decyzję, ale ostatecznie... marzenia się spełniają. Pod warunkiem, że zostają w granicach zdrowego rozsądku. Mocno już powątpiewając w zdroworozsądkowość swojego lotu z Balloon Expedition, wysyłam panu Pawłowi swoją rezygnację.
"Dziękuję bardzo za informację :) Oczywiście szkoda, że nie zrealizujemy tego lotu. Rozumiemy jednak, że wakacyjny czas jest bardzo ważny!" - wyjątkowo szybko kontaktuje się ze mną pan Paweł. Oczywiście w jego "oczywiście szkoda" nie do końca wierzę. Natomiast z drugą częścią SMS-a nie wypada mi się nie zgodzić. Wakacyjny czas jest bardzo ważny. Zwłaszcza, że nie spędzam go sama, a z najważniejszymi na świecie osobami.

Moja rezygnacja z lotu na szczęście nie przekreśla mojego udziału w "Chcę to przeżyć". Z pomocą przy wyborze innej atrakcji przychodzi mi niezastąpiona koordynatorka projektu Agnieszka. W ciągu paru minut zasypuje mnie informacjami: co, gdzie i kiedy mogę zrealizować. Pierwsza myśl jest taka, że najbardziej zdroworozsądkowo byłoby wybrać SPA - relaksacyjny masaż ukoiłby moje nerwy, oczyszczająca maseczka przywróciłaby do stanu wyglądalności moją twarz zniszczoną od potu i słońca, a na przeszkodzie nie stanęłaby mi nawet burza z piorunami. Przezornie nie będę jednak zdradzać, na co się ostatecznie zdecydowałam. Do tego... Nie mam jeszcze żadnego pomysłu na ani na GIFy, ani na relację, ani na filmik i muzykę do niego, ani na żadne elokwentne nawiązania czy pierwiastki romantyczne. W stosownym czasie będę więc improwizować, a póki co chodzę sobie po górach z najlepszymi na świecie kompanami, wysokości zdobywam na własnych nogach, podziwiam widoki prawdopodobnie lepsze niż te z balonu i mimo wszystko nadal w myślach nucę Lecha Janerkę: Patrzcie, jak się lata, gdy dupsko jest wolne od bata. Oto jak się lata, kiedy stać nas na sny!



PS. Kręciliśmy dziś z bratem i mężem filmik o "moim nielocie balonem". Proces kręcenia i ilość nieudanych dubli pokazały, że te balony naprawdę są nieprzewidywalne ;)



2 komentarze:

  1. no to trzymam kciuki za kolejne marzenie... a tego flajborda to zazdraszczam jak nie wiem co:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na wszelki wypadek nie dziękuję. A flyboard to faktycznie było coś. No i organizatorzy bezproblemowi :) Nawet jak pogoda raz pokrzyżowała plany, to sami wydzwaniali i robili wszystko, żeby wybrać nowy termin. Wspominam ich z rozżewnieniem 😅

    OdpowiedzUsuń