piątek, 1 listopada 2013

marsz turecki - ostatki

Po ostatnim joggingu przyszedł czas na:
lekturę ostatniej strony książki, która towarzyszyła mi podczas wyjazdu







 
lekturę ostatniej strony scenariusza do filmu, który miałam zacząć zaraz po powrocie do Polski






ostatnią wizytę w Kuşadası, gdzie (zupełnie przypadkowo) natknęliśmy się na warzywno-owocowy targ







 
ostatni zachód słońca podczas krótkiego rejsu statkiem...









A następnego dnia rano...
- Jak to jest, że Polacy mają na temat Turków tyle krzywdzących stereotypów, gdy tymczasem sami mogliby się od nich wiele nauczyć? Jak to jest, że czytałam scenariusz o marynarzu, a w hotelowej restauracji stał model statku i kelnerzy stylizowani byli na marynarzy? Jak to jest, że „1Q84” podejmuje tematykę, jaką kilka dni wcześniej poruszałam w rozmowach z mężem (przemoc wobec kobiet), a także tę, którą on poruszył w rozmowach ze mną (czy to, co się dzieje, jest rzeczywistością czy tylko snem)? Co mąż powiedziałby na cytat ze scenariusza: „Pierwsze spotkanie to przypadek. Drugie to zbieg okoliczności. A trzecie… to przeznaczenie.”? I dlaczego, do cholery, Grójecki Bieg Uliczny, nazywany jest "biegiem śladami Haruki Murakamiego"? - unosząc się kilka tysięcy kilometrów nad ziemią, nie po raz pierwszy i z pewnością nie po raz ostatni zadałam sobie nurtujące mnie podczas wakacji pytania.
A potem...
- Chrrr... - padła odpowiedź. Bo... jak to zazwyczaj w środkach lokomocji bywa... usnęłam sama-nie-wiem-kiedy. Nie po raz pierwszy i z pewnością nie po raz ostatni. A gdy wylądowałam w Warszawie i dotarłam do domu, nie w głowie mi już były te rozkminki. Od paru dni umówiona przecież byłam z moimi zabieganymi po uszy towarzyszami na trening. Bieg w ich towarzystwie sprawił, że ciemnie i ponure o tej porze dnia i roku Pole Mokotowskie wydało mi się niezwykle jasne i pogodne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz