Mam sentyment, bo to były moje trzy pierwsze tego typu imprezy.
Mam sentyment, bo te imprezy doskonale pokazują, jak bakcyl biegania dopadał coraz więcej osób w mojej rodzinie.
Mój drugi bieg WOŚP wciąż przede mną. Na tegoroczną edycję "Biegnij, Warszawo!" nie dotarłam ze względu na pracę, a wczorajszy Bieg Niepodległości... No cóż... Nie zakupiłam nań pakietu, gdyż miałam pracować. Dzień zdjęciowy jednak odwołano, a ja zostałam jedynie z zeszłorocznymi wspomnieniami. Wspomnieniami, które pewnie uleciałyby z pamięci, gdyby nie to, że zostały zapisane.
nurtujące pytania, część 2: w dobrym tonie
W niedzielę 11-go listopada o godz. 7.00 zadzwonił budzik. Żona, znając odpowiedzi na większość postawionych poprzedniego dnia pytań (ze względu na opuszczone rolety wciąż jeszcze tylko nie wiedziała, jaka jest pogoda), wstała z łóżka. A właściwie nie wstała, tylko wygramoliła się. Bo mimo masażu i maści biodro wciąż dawało jej w kość.Kilka minut później była już w kuchni. Zachwycona słońcem, zaglądającym do niej przez okno (lepszej pogody nie mogła sobie wymarzyć), przyszykowała kawę i starannie obmyślone menu. Omleta z domowym dżemem jagodowym, który jakiś czas temu dostała w prezencie od swojego hiszpańskiego reżysera. Po śniadaniu miała jeszcze półtorej godziny, żeby się ogarnąć, spakować i ubrać w strój do biegania.
O 9.10, trzymając w dłoni kanapkę z pieczywa chrupkiego z miodem i bananem, wsiadła do autobusu, który ją i żonę jej kuzyna dowiózł na miejsce startu. Tam czekał na nie Brat.
- Jak chcecie się przebrać, to szatnia jest tam - poinstruował zaprawiony w bojach Brat. - A później rzeczy trzeba spakować w worek na trupa i odnieść do depozytu - Brat zademonstrował czarny plastikowy worek, załączony do pakietu startowego.
- Faktycznie, duży jest - rozwinąwszy swój worek, zauważyła Żona i niewiele myśląc zaczęła się do niego pakować. - Jakbym nie dała rady, będziecie mieli mnie w czym wynosić. A i cmentarz nie mieści się zbyt daleko. Na następnym skrzyżowaniu są Powązki - zarechotała Żona. Jej żart był jak zwykle w dobrym tonie.
Jakiś czas później cała trójka zabrała się wreszcie za rozgrzewkę, podczas której Żonę zaczęły nurtować różne niezwykle ważne pytania:
- A co będzie, jak zachce mi się sikać na trasie? A dlaczego wciąż tak bardzo boli mnie biodro? I co będzie, jak przez ten ból nie uda mi ukończyć biegu? Czy to nie będzie straszny obciach?
Około 11.00 Żona i żona kuzyna rozdzieliły się z Bratem. Brat udał się do sektora dla osób, które planowały przebiec 10-kilometrową trasę w 45 minut, one zaś powędrowały nieco dalej.
- Po pierwsze, to czerwone koszulki na lewo, a białe na prawo. A po drugie: pilnujcie się tego! - mężczyzna, który miał nadawać tempo ich sektorowi (tzw. zając), pokazał balonik z liczbą 60. - O! A tu też mam balonik! - patrząc na swój brzuch, postanowił zażartować.
- A ja mam dwa - zatrzymując wzrok mniej więcej w połowie drogi między brodą a pępkiem, postanowiła (jak zwykle w dobrym tonie) zażartować Żona.
O 11.09 odśpiewany został Hymn, a o 11.11 padł sygnał do startu. 8500 uczestników Biegu Niepodległości, uformowanych w żywą biało-czerwoną flagę, ruszyło. Żona, odpaliwszy w odtwarzaczu mp3 wybrany dzień wcześniej repertuar, też.
Lauft!
Może niektórzy uznają, że wybór Żony nie był w dobrym tonie. Może niektórzy zarzucą jej, że wprowadziła do tego pokojowego biegu faszystowską nutę. Niektórzy zaś, być może, zasugerują, że powinna była raczej włączyć sobie to:
Niemniej...
Lauft! Lauft!
W rytm Rammsteina Żona biegła, biegła, biegła...
Miło jej się robiło, gdy widziała grupki osób, które przyszły dopingować biegaczy: dorosłych bijących brawo, dzieci przybijające piątki, chór śpiewający dla nich przed Szkołą Główną Handlową...
Lauft! Lauft!
W rytm Rammsteina Żona biegła, biegła, biegła...
Czasem tylko irytując się, że jacyś piesi, nie bacząc na biegaczy, przebijają się przez biało-czerwoną masę.
Lauft! Lauft!
W rytm Rammsteina Żona biegła, biegła, biegła...
Tuż przed osiągnięciem mety pomachała Mężowi.
Tuż po jej przekroczeniu zaś odebrała dyplom i medal.
Delikatnie utykając, doszła na miejsce spotkania z rodziną.
Poskarżyła się wszystkim, że przez (po biegu jeszcze bardziej) bolące biodro pobiegła o 12 sekund gorzej niż poprzednio.
A teraz...
A teraz nurtuje ją pytanie, czy wziąć udział w Biegu Mikołajkowym, czy też nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz