Miałam w planach na październik i listopad kilka imprez
biegowych w Warszawie i okolicach.
Miałam w planach potrenować trochę z przyjaciółmi.
Miałam w planach iść w listopadzie na koncert Comy do Stodoły.
Ale…
Ach, jaki piękny dzień, Ach, jaki piękny dzień, Dokąd płynie miasto moich snów?
Od rana pada deszcz, Rozmyty deszczem sen, Dokąd płynie niekochana Łódź?
Limanowskiego, Łódź, Zalane gęby na Fabrycznym Dokąd płynie odrapany wrak?
Kałuże, chlup, Cieszą się Czy długo tak?
Tu można dostać w dziób. Witając mnie.
Ale...
Film "Marynarz w Łodzi" rzucił mnie do... Łodzi. Więc w kwestii imprez biegowych i treningów znów musiałam zacząć improwizować.
Od rana pada deszcz, Rozmyty deszczem sen, Dokąd płynie niekochana Łódź?
Limanowskiego, Łódź, Zalane gęby na Fabrycznym Dokąd płynie odrapany wrak?
Kałuże, chlup, Cieszą się Czy długo tak?
Tu można dostać w dziób. Witając mnie.
Ale...
Film "Marynarz w Łodzi" rzucił mnie do... Łodzi. Więc w kwestii imprez biegowych i treningów znów musiałam zacząć improwizować.
Był VII Ogólnopolski Bieg Do Gorących Źródeł, Uniejów 20.10.2013:
Gdy
tylko dowiedziałam się o swoim wyjeździe do Łodzi, natychmiastowo
przeszukałam internet, by namierzyć w okolicach jakieś imprezy biegowe i
treningi. Porównałam je potem ze swoim grafikiem i... bingo! Niemal na
dzień dobry w oddalonym o 50 km od Łodzi Uniejowie znalazła się dla mnie
bardzo przyjemna dziesiąteczka. Piękna pogoda, piękne okoliczności
przyrody, ciekawa miejscowość... Dziwnie mi tylko było poruszać się w
tłumie, w którym nie znałam nikogo i w którym nie widać było
żadnej
koszulki w barwach warszawskich klubów.
Nawet koszulki w
charakterystycznych zielonych i
żółtych kolorach nie należały do
reprezentantów
klubu Warszawiaky, lecz do reprezentantów jednego z
klubów miejscowych.
W
Warszawie istnieje wiele stereotypów związanych z Łodzią i jej
mieszkańcami. Chyba w 100 procentach są one negatywne. A ja tam się z
nimi nie zgadzam. O życzliwości i uprzejmości Łodzian przekonałam się
nie tylko na dworcu Łódź Kaliska, kiedy dwóch dżentelmenów bez chwili
wahania i zupełnie bezinteresownie zaoferowało mi pomoc w niesieniu mega
ciężkiej walizki, ale również tu - na fejsie, kiedy szefowa grupy Kobietki Biegają (Kasia, ta w środeczku) bez w chwili wahania i zupełnie
bezinteresownie zaoferowała mi pomoc w dotarciu do Uniejowa.
O 13.30 wystrzał z tej zabytkowej armaty rozpoczął bieg. A oprócz tych 6 wystrzałowych dziewczyn ukończyło go jeszcze 1100 osób. Frekwencja przeszła najśmielsze oczekiwania organizatorów.
I
choć na mecie znowu poczułam się trochę samotna, choć nie czekał tam na
mnie nikt z moich licznych biegających krewnych i znajomych z Warszawy,
to...
...to miło mi się zrobiło, gdy podczas ceremonii wręczania nagród, przy wtórze orkiestry dętej, na najwyższym stopniu podium w kategorii OPEN mężczyzn, wypatrzyłam jedną znajomą twarz. W dodatku w bluzie z dobrze znanym mi logo - ASA Team Biegiem Po Zdrowie. Chyba nie muszę przedstawiać zaprawionym w bojach biegaczom tego pana.
A do Uniejowa wrócę sobie najprawdopodobniej już w najbliższą sobotę. Gdy w odwiedziny przyjedzie do mnie mąż.
Tym razem nie będę jednak tam biegać. Pospacerujemy sobie na spokojnie.
I przede wszystkim wykąpiemy się w basenach termalnych. Bilet wstępu do
term to jeden z elementów pakietu startowego biegu, który miał promować
nie tylko najprostszą formę ruchu, ale również miasto i tutejsze
atrakcje.
Były w międzyczasie "pobliskie parki w biegu zdokumentowane":
Była weekendowa defloracja:
Podczas gdy duża ekipa Zabieganych Po Uszy zdobywała nalewki, podczas gdy trochę skromniejsza część ZPU podbijała GP zBiegiemNatury.pl, najskromniejszy odłam ZPU rozdziewiczał Łódź.
W
sobotę 26.10 po kilkumiesięcznych podchodach rozdziewiczyłam wreszcie
parkrun. I to parkrun Łódź, o którym chodzą legendy, że jest największy.
26.10. zbiegł się z Dniem Sportu i premierą nowego logo łódzkiego MOSiRu. Stąd ta koszulka.
Wybiegałam
w niej cyferki: 100, 5 i 1. Byłam setna (na 173 osoby) w klasyfikacji
ogólnej, piąta wśród kobiet i pierwsza (ta-dam!) w swojej kategorii
wiekowej. "First Timer" - to brzmi dumnie :)
Niedługo po parkrunie przyjechał do mnie mąż.
Sobota przebiegała już pod znakiem relaksu (termy w Uniejowie,
Piotrkowska by night), ale za to niedziela... W niedzielę około 11.00
stawiliśmy się w Lesie Łagiewnickim, by przebiec 4. Półmaraton Szakala.
Trasa
była niezwykle malownicza, ale też niezwykle trudna. Nie na darmo
teren, na którym leży Las Łagiewnicki, nazywa się Parkiem Krajobrazowym
Wzniesień Łódzkich.
W
drodze po medal zaliczyłam trzy solidne gleby (a były to pierwsze gleby
w mojej biegowej karierze), niezliczone ilości kryzysów. Ostatecznie do
rozdziewiczenia swojego pierwszego biegu o charakterze
przełajowo-górskim użyłam metody przerywanej. Jak widać, czasami bywa
skuteczna.
Po
drodze niejednokrotnie też myślałam, że Piter zabije mnie za to, że na
jego rozdziewiczanie dystansu półmaratońskiego wybrałam tak ciężki bieg.
Nie biegliśmy razem. On startował 20 minut po mnie. W jego debiucie
poszło mu jednak tak dobrze, że na mecie wbiegł tuż po mnie. Po prostu
udało mu się nadrobić te 20 minut.
Czasy
nie były na tyle rewelacyjne (mój najgorszy występ na tym dystansie),
by się nimi chwalić lub by je opijać. Ale logo Półmaratonu Szakala
wzrusza mnie niesamowicie.
No sami spójrzcie :)
Miałam w planach po tym weekendzie jakiś fitness.
Miałam w planach wizytę w bułgarskiej knajpie na Piotrkowskiej.
Miałam w planach pobiegać. Tym razem po sklepach w Manufakurze.
Ale…
28.10.2013
Pan
kotek był chory i... wszedł mi na głowę.
Przychodzi baba do lekarza z kotem
na głowie.
- Co ci jest? - pyta lekarz. Na co kot:
- Panie doktorze, coś mi się do dupy przykleiło.
A tak poza tym... Miałam przyjechać do Warszawy na 31.10 i 01.11, kiedy to zaplanowano mi w filmie dwudniową przerwę. Tymczasem... W domu wylądowałam już dziś. I to na minimum 5 dni. Ot... taka robota... pierdolenie kotka za pomocą młotka.
- Co ci jest? - pyta lekarz. Na co kot:
- Panie doktorze, coś mi się do dupy przykleiło.
A tak poza tym... Miałam przyjechać do Warszawy na 31.10 i 01.11, kiedy to zaplanowano mi w filmie dwudniową przerwę. Tymczasem... W domu wylądowałam już dziś. I to na minimum 5 dni. Ot... taka robota... pierdolenie kotka za pomocą młotka.
Dużo było w tym poście i chaotycznie. Tak, że zadyszki można było dostać. Niemniej... Dzięki temu wreszcie wyszłam w tej całej historyjce na prostą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz