Jak to jest, że „1Q84” podejmuje tematykę, jaką kilka dni wcześniej
poruszałam w rozmowach z mężem (przemoc wobec kobiet), a także tę, którą on
poruszył w rozmowach ze mną (czy to, co się dzieje, jest rzeczywistością czy
tylko snem)? Co mąż powiedziałby na cytat ze scenariusza: „Pierwsze spotkanie to
przypadek. Drugie to zbieg okoliczności. A trzecie… to przeznaczenie.”? I dlaczego, do cholery, Grójecki Bieg Uliczny nazywany jest "biegiem śladami Haruki
Murakamiego"? - takie właśnie pytania zadawałam sobie w październiku zeszłego roku. Byłam wówczas świeżo po lekturze pierwszego tomu "1Q84" Murakamiego, świeżo po wakacjach w Turcji, a w głowie powoli zaczynał już kiełkować pomysł na na założenie bloga o wdzięcznym tytule "Wielka Improwizacja". Wiele wody upłynęło (nie tylko w Morzu Egejskim, nad którym wówczas wypoczywałam) od pojawienia się tamtych pytań. W międzyczasie pochłonęłam drugi i trzeci tom "1Q84" oraz "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu" tego samego autora, zdjęcia do filmu, o którym wspominałam, równo w połowie zostały zerwane, a ja utwierdziłam się w przekonaniu, że nadeszła najwyższa pora, by ewakuować się z branży filmowej. Wiele wody, wiele czasu, wiele zdarzeń, a ja nie znalazłam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Przy czym dwa pierwsze - jako poruszające kwestie natury filozoficznej - już dawno temu uznałam za nierozwiązywalne, a trzecie... W przypadku pytania o związek Grójeckiej Dychy z Harukim Murakamim moje śledztwo utknęło po prostu w martwym punkcie. I trwałoby w nim nadal, gdybym któregoś dnia nie znalazła na fejsowym fanpage'u Grójeckiego Biegu Ulicznego wpisu zaczynającego się od słów: Redagujesz portal lub własną stronę
internetową, prowadzisz grupę biegową, chcesz się włączyć w promocję i
zostać przyjacielem naszego biegu?
"Hmm... - pomyślałam sobie. - Bloga piszę, to raz. Grójec leży mniej więcej w połowie drogi między Warszawą a rodzinną miejscowością mojego męża, to dwa. Unoszący się nad tym wszystkim duch Murakamiego, to trzy. A może by tak napisać do organizatorów?" - pomyślałam, napisałam, włączyłam się w promocję i zostałam przyjacielem. A przy okazji (wciąż nie wiem, ile w niej przypadku, ile zbiegu okoliczności, a ile przeznaczenia) nie omieszkałam powrócić do swojego śledztwa sprzed kilku miesięcy i zapytać pomysłodawców imprezy, dlaczego, do cholery, Grójecki Bieg Uliczny, nazywany jest "biegiem śladami Haruki
Murakamiego".
Najpierw jeden z organizatorów opowiedział mi, jak ważne było, by na przykładzie Murakamiego (najpierw właściciela klubu jazzowego, potem pisarza, a wreszcie biegacza) pokazać mieszkańcom Grójca, że biegać każdy może. Potem otrzymałam link do artykułu na portalu bieganie.pl ("Dlaczego Grójecka Dycha wiedzie śladami Haruki Murakamiego?") i dowiedziałam się, że pisarz jeszcze w Grójcu nie był, ale gdyby
do Polski przyjechał, to pierwsze kroki skierowałby właśnie tam. Bo tam żyją ludzie dotknięci podobnym syndromem co on - syndromem ludzi
muszących mówić o bieganiu. I wreszcie pojawiła się ze strony organizatorów sugestia, że po prostu powinnam na Grójecką Dychę przyjechać i sama śladów Murakamiego poszukać. Skoro tak, to pewnie przyjadę. Zwłaszcza, że grójeckie widoki ze zdjęć Andrzeja Chomczyka (obejrzeć je można
tutaj) wyglądają kusząco, a ja (choć zapisy na
http://kalendarzbiegowy.pl/iv-grojecki-bieg-uliczny trwają zaledwie od wczoraj) jako przyjaciel biegu na liście uczestników jestem już od paru dni. Ciekawe, czy ktoś z moich przyjaciół wybierze się tam ze mną...
Bo ta przyjaźń była Ci po prostu pisana:)
OdpowiedzUsuńTak właśnie sobie pomyślałam :)
UsuńMoja sugestia: osoba, która jest pomysłodawcą grójeckiej dychy, ma dwie pasje: bieganie i...czytanie :-)
OdpowiedzUsuń