Co robiły stopy o turkusowych
paznokciach w turkusowym kraju? Kąpały się w Morzu Egejskim?
Podziwiały
starożytne zabytki Efezu?
Chowały się po ciężkiej nocy w cieniu czarnego
płaszcza?
Opalały się?
Spacerowały po Kuşadası?
Stąpały nad przepaścią w
Milli Parku?
Leżały w łóżku i pachniały?
Leżały na krześle, podczas gdy
góra czytała książkę?
Biegały po plaży?
Czekały na statku na zachód
słońca?
Na fali mody na bieganie powstało mnóstwo portali, stron
internetowych, fejsowych fanpage'y i blogów w tym temacie. Trochę mi głupio
zaśmiecać wirtualną przestrzeń kolejnym. Zwłaszcza, że nie będzie tu żadnych
porad: ani odnośnie sposobu odżywiania się, ani odnośnie treningów, ani
odnośnie stroju czy sprzętu biegowego. Zwłaszcza, że nie będzie tu nic o
spektakularnych zwycięstwach, zdobytych pucharach i wyśrubowanych życiówkach. A
o czym będzie? Powiedzmy, że w prowadzeniu tego bloga przyświecać mi będzie ta
sama zasada, która dotyczy moich biegowych treningów i startów w imprezach
biegowych. WIELKA IMPROWIZACJA. Za punkt wyjścia zaś posłużą mi tegoroczne wakacje w Turcji. Bo choć zakończyły się 2 tygodnie temu i choć od tego czasu stopy wciąż gnają do przodu, to głowa wciąż domaga się, by wyrzucić z siebie to, co w turkusowym kraju widziała i co sobie w związku z tym pomyślała.
witamy stopy i ich właścicielkę w wirytualnym życiu ;)
OdpowiedzUsuń