niedziela, 13 kwietnia 2014

i z duchem moim

Odwiedziłam w środę razem z Emilką, która po ciężkiej i długotrwałej kontuzji wróciła jakiś czas temu do biegania, biuro zawodów Orlen Warsaw Marathon. Obie miałyśmy do odebrania pakiety na charytatywny marszobieg "Bieg na TAK! Biegam Bo Lubię", który odbywał się wczoraj jako impreza towarzysząca OWM. Ja dodatkowo odebrałam jeszcze darmowy pakiet na dzisiejszy maraton. Tyle że z miejsca sprezentowałam go Emilce. Nie czuję w sobie jeszcze takiej mocy, by maratony biegać co tydzień.
Wizyta w biurze zawodów oprócz pakietów startowych przyniosła również masę wspomnień i sentymentów. To przecież rok temu, podczas pierwszej edycji tej imprezy i okresu przygotowawczego do niej, tak wiele się zaczęło. Nie chciałabym się powielać, bo motyw zeszłorocznego OWM przewijał się przez ten blog dosyć często. Było coś o treningach i o solidarności biegaczy, której podczas nich miałam okazję zaznać. Było coś o "niezwykle użytecznych" przedmaratońskich poradach. Było coś o mojej maratońskiej anty-taktyce. Było coś o upragnionym maratońskim debiucie. Było coś o grupie Zabiegani Po Uszy, która dzięki OWM powstała. Nie chciałabym się powielać, ale...wizyta w biurze zawodów naprawdę sprawiła, że to wszystko ożyło i trochę żal mi się zrobiło, że nie skusiłam się chociaż na odbywający się równolegle bieg na 10 km.

Nie tylko ja z zeszłorocznej orlenowej "bandy" (jak nas określał wówczas jeden z trenerów) odpuściłam sobie tegoroczny Orlen Warsaw Marathon. Część - tak jak ja - chciała jeszcze odpocząć po Dębnie, część czuje przesyt związany z bieganiem wciąż prawie takich samych tras po Warszawie, dwie osoby ruszyły z odsieczą wiedeńską... Nie oznacza to jednak, że nie było we mnie dzisiaj żadnych emocji. Bo... miałam przecież komu kibicować. No rozrosła nam się od poprzedniej edycji biegająca brać. Wystarczy porównać zdjęcia grupowe z charytatywnych marszobiegów.

                                            2013 rok                                           2014 rok

Spora część osób, które w zeszłym roku ukończyły OWM, zaraziła bakcylem "biegactwa" (jakby powiedział to pan Dominik w swoim słynnym artykule) kolejne osoby. Dzięki mnie, bratu i Emilce do grupy dołączyła Ania i Klaudyna. Jacek, który w zeszłym roku zdecydował się na 10 km, a już w tym postanowił przebiec 42,195 km, wciągnął do grupy Agatkę, Iza i Paweł wciągnęli Małgosię... Do tego doszło parę osób z Biegam Na Tarchominie, które podczas tej właśnie imprezy postanowiło zadebiutować na królewskim dystansie...

Dziś Niedziela Palmowa pełną gębą. Niektórym na przykład odbiła palma i biegają jakieś maratony (trasa OWM prowadzi m.in. obok palmy na Rondzie de Gaulle'a) :) Pan Dominik znowu jest pewnie nieszczęśliwy, że w ferworze walki biegacze nie znajdą czasu na wizytę w kościele i nie poświęcą palemek. A jeszcze bardziej nieszczęśliwa jestem ja. Bo OWM dzieje się dzisiaj beze mnie. Ale nie zrobię sobie w związku z tym wakacji pod palmami. Już od wczoraj wiercę dziurę w brzuchu mężowi, by zrobił ze mną chociaż leniwe 5 km. W końcu się zgodził. Tam, gdzie pobiegniemy, nie będzie jednak żadnych palm.

I gdy tak biegaliśmy z mężem swoje spokojne kilometry (w końcu wyszło ich 10), spędzając razem swoją pierwszą wspólną od 1,5 miesiąca niedzielę, na świat przyszło wielu nowych maratończyków. Serdecznie im wszystkim gratuluję. Bo choć na imprezie nie byłam obecna ciałem, to mojego ducha tam nie zabrakło. I nerki ;)

1 komentarz:

  1. przeczytałam o maratonie w Dębnie (lepiej późno, niż wcale)
    i jestem pełna podziwu dla Ciebie, mimo, że Ty dla siebie nieco mniej (wiadomo, że patrzę z innej perspektywy, to znaczy osoby niebiegającej, dla której takie trasy wydają się niemożliwością)
    z tym spaniem, to pewnie także najbardziej obawiałabym się, nie o to, że twardo (bo spało się w bardziej spartańskich warunkach) ale o to chrapanie. całe szczęście, że obyło się bez niego.
    o tym, ze była niedziela palmowa dowiedziałam się pod jej koniec (jak wiadomo do kościoła nie chodzę wcale) i nawet na mieście jakoś nie widziałam ludzi z palmami. czyżby na nowo ma dzielnica stawała się "miastem bez Boga", jak to kiedyś określano NH ;)

    OdpowiedzUsuń