Podczas poszukiwania pracy i wysyłania niezliczonych ilości aplikacji zdarzało mi się również przeglądać oferty stażów i praktyk. Myślałam sobie, że skoro i tak nie mam zbyt wiele do roboty, to chociaż nauczę się czegoś nowego albo odświeżę sobie wiedzę, którą kiedyś zdobyłam, a która - jako nieużywana przez kilkanaście lat - gdzieś uleciała. Ku mojemu zdumieniu większość tych ofert brzmiała jednak niemal tak samo jak zwykłe ogłoszenia o pracę. Chore wymagania i oczekiwania, mnóstwo obowiązków w perspektywie i tylko... wynagrodzenia za to wszystko brak. Niemniej, udało mi się znaleźć kilka takich anonsów, które - przynajmniej na dzień dobry - nie odstraszały. Ba, zdarzyło się nawet, że pewien stażodawca (redaktor w jednym z portali) nie umarł ze śmiechu na widok aplikacji prawie czterdziestoletniej kobiety i zaprosił mnie na spotkanie.
Po tradycyjnej kurtuazyjnej rozmowie doszło wreszcie do wyjaśnień, na czym miałby polegać ten staż.
- Są dwie możliwości odbycia praktyk - wytłumaczył młody człowiek. - Pierwsza wiązałaby się z obecnością pani w redakcji od poniedziałku do piątku w godzinach 8.00-16.00 przez dwa miesiące. Miałaby tu pani swoje stanowisko, brałaby pani udział w naradach i pisałaby pani artykuły na wybrane tematy, korzystając z pomocy bardziej doświadczonych kolegów i koleżanek. Do napisania jest siedem artykułów tygodniowo. Sam nie wiem, czy to dużo, czy mało...
- Dla kogoś początkującego bardzo dużo - pomyślałam sobie. - Napisać jeden artykuł dziennie. A co z czasem na zrobienie porządnego researchu? A co z czasem na ułożenie się materii? Toż ja nawet przed publikacją na blogu tekst czytam i sprawdzam wielokrotnie...- Zamiast tego na głos jednak powiedziałam: - Jestem dorosłą kobietą i muszę się też z czegoś utrzymać, zapłacić rachunki... Codzienne przebywanie w redakcji uniemożliwi mi wykonywanie choćby jedno- czy dwudniowych strzałów, które będą dla mnie źródłem dochodu.
- Pozostaje zatem druga możliwość. Staż zdalny. Wciąż miałaby pani do napisania siedem artykułów tygodniowo, ale nie przebywałaby pani w redakcji. Robiłaby to pani w domu i przysyłała na nasze konto. Jeśli teksty byłyby dobre, publikowalibyśmy je, a jeśliby nam się nie spodobały - odsyłalibyśmy do poprawki.
Zaczęłam się zastanawiać, na czym niby miałaby polegać nauka w tym drugim przypadku. Kto wskazałby mi błędy, kto dałby mi wskazówki, kto wdrożyłby w życie redakcyjne, kto krok po kroku poinstruowałby mnie, jak wygląda wydawnicza machina??? W żaden sposób ta druga możliwość nie godziła się z moim sposobem pojmowania stażu.
- To ja się jeszcze zastanowię - stwierdziłam i zaczęłam zbierać się do wyjścia.
- Tylko najpóźniej do jutra proszę dać nam odpowiedź. Bo mamy bardzo dużo chętnych - na pożegnanie odpowiedział młody człowiek.
Po powrocie do domu właściwie nie miałam się już nad czym zastanawiać. Tak pro forma zerknęłam na portal, z którym ewentualnie miałabym współpracować, przejrzałam kilka tekstów i... wszystkie swoje wątpliwości przypieczętowałam jeszcze tą, że... chyba nie chciałabym być uczona pisania przez autorów tychże artykułów.
Opisana przez mnie sytuacja miała miejsce ponad miesiąc temu. W międzyczasie, przeglądając kolejne oferty pracy, anonse zamieszczone przez wspomniany portal widziałam jeszcze nie raz i nie dwa. A dlaczego piszę o tym akurat dziś? Ano dlatego, że jutro w Warszawie ma miejsce impreza biegowa "Biegiem na staż". "Wierzysz, że wysokiej jakości staże i praktyki przyczyniają się do
efektywnego startu kariery zawodowej? Wspierasz ideę nauki przez
praktykę? Jeśli tak, pobiegnij z nami 17 maja w
"Biegiem na staż" i pokaż, że sukces wymaga wysiłku! Poprzez bieg chcemy
zwrócić uwagę na potrzebę aktywizacji zawodowej uczniów i studentów
oraz problemy młodych ludzi na rynku pracy" - tak ideę biegu wyjaśniają organizatorzy (http://stazeipraktyki.pl/).
"Polskie Stowarzyszenie Zarządzania Kadrami przekonuje, że bieganie ma
moc. Właśnie dlatego w ramach kampanii społecznej „Staż. Sprawdź, zanim
pójdziesz!”, której celem jest zachęcenie pracodawców do realizacji
staży i praktyk wysokiej jakości oraz zmotywowanie młodych ludzi do
świadomego wyboru rzetelnych programów staży i praktyk organizuje
imprezę biegową „Biegiem na staż”. Bieg ma służyć integracji ludzi
młodych oraz pracodawców wokół tematyki wysokiej jakości staży i
praktyk. Symbolem biegu jest potrzeba aktywizacji zawodowej młodego
pokolenia" - dodaje portal bieganie.pl, który jest patronem medialnym wydarzenia.
Jeszcze niedawno, dzięki Jackowi Bułykowi z Biegam Na Tarchominie, który załatwił dla nas ten bieg bez konieczności wnoszenia opłaty startowej, myślałam, że wezmę w nim udział. W ramach idei. I w ramach roztruchtania przed krakowskim maratonem. Od paru dni jednak wiem już, że nic z tego. Kierownik wycieczki do Krakowa zarządził wyjazd w samo południe, a znak do startu w tych zawodach dla mnie będzie znakiem, że powinnam zacząć szykować porcję makaronu, by do Smoka Wawelskiego i Lajkonika nie jechać z pustym żołądkiem. Zresztą... Odkąd tylko dowiedziałam się o tej biegowej kampanii, nie dawała mi spokoju pewna wątpliwość. Czy to coś da?
Kończąc zaś temat tych moich poszukiwań praktyk i/lub pracy... Różne dziwne rzeczy miały miejsce podczas rozmów kwalifikacyjnych. Parę razy się zdziwiłam, parę razy się zbulwersowałam, parę razy zdołowałam, ale kwintesencją wszystkiego (i wodą na młyn feministek) była ciężarna kobieta pytająca mnie o to, czy mam dzieci, i z wyraźną ulgą przyjmująca do wiadomości fakt, że nie. Na szczęście wygląda jednak na to, że temat bezrobocia i wysyłania aplikacji mam (przynajmniej na dwa i pół miesiąca) za sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz