niedziela, 23 marca 2014

świnka skarbonka

Pisałam niedawno o samonakręcającej się machinie: o rosnącej ilości imprez biegowych, o rosnących cenach pakietów startowych, o konieczności rezygnacji z Półmaratonu Warszawskiego ze względów ekonomicznych... Mogłabym, idąc tym tropem, napisać coś o naciąganiu nas na kolejne wydatki związane z bieganiem: buty, odzież, gadżety, porady trenerskie i dietetyczne... Ale dość już o tym. Bo przecież mimo samonakręcającej się machiny można jakoś w tym bieganiu funkcjonować, nie rezygnując ze wszystkich startów i nie poruszając się przecież nago. Niedawne rozmowy z paroma osobami sprowokowały mnie do napisania, jak z tym wszystkim radzę sobie ja. Uprzedzam tylko, że jako warszawianka poruszać się będę głównie po Warszawie i okolicach.

TRENINGI
Z tym akurat jest najmniejszy problem. Dla osób, które nie mają zaufania do planów rozpisanych przez portale biegowe i wolą mieć kontakt z trenerem face to face, oferta bezpłatnych treningów jest niezwykle bogata. 
Szczególnie warta polecenia jest bodaj najstarsza tego typu biegowa inicjatywa, czyli BiegamBoLubię. Już w 72 miejscach (przeważnie są to stadiony) w całej Polsce sobotni poranek można spędzić, ćwicząc pod okiem fachowców. Ważniejszy niż wybieganie kolejnych kilometrów jest w przypadku BBL trening funkcjonalny. Czasem można też tam trafić na sprawdziany sprawnościowe (np. test Coopera czy bieg na 100m). Ciekawie prezentuje się również działalność teamu pobiegani.pl. Inicjatywa ta jest dość młoda. Latem zeszłego roku firma New Balance i producent wody Magnesia objęły patronatem treningi odbywające się nad Wisłą w pobliżu klubu Temat Rzeka. Od listopada jednak trenerzy z tego teamu rozproszyli się, a grupki trenujące pod ich czujnym okiem można spotkać w kilku warszawskich dzielnicach oraz w podwarszawskim Błoniu.  Oprócz solidnej porcji kilometrów pobiegani.pl zapewniają świetne (czytaj: mordercze) ćwiczenia doskonalące siłę i technikę biegową.
Aby nie trenować samotnie dołączyć można do jakiejś amatorskiej grupy biegowej. I tak na przykład Grupa Biegowa Parkrun Warszawa spotyka się w czwartki - zazwyczaj przy zegarze na Stadionie Agrykoli o 19:30, ale czasem robią też wyjątki (ostatnio na przykład w ramach czwartkowego treningu odbyło się rozpoznanie trasy parkrunu Warszawa-Żoliborz, który ma ruszyć lada moment). 
Zresztą czwartki w ogóle są niezwykle popularne. Tego dnia otwarte treningi biegowe prowadzi też WOSiR do spółki z teamem 12TRI.PL (godz. 19.00, ul. Rozbrat 26) i - przede wszystkim - zbiera się jedna z moich grup - Biegam Na Tarchominie (godz. 21.00, przy poczcie na Nowodworach). Nie robimy aktualnie (chociaż kiedyś bywało inaczej) żadnych specjalnych ćwiczeń, nie szkolimy techniki... Niemniej są to bardzo fajne spotkania biegowo-towarzyskie, podczas których bardziej doświadczeni biegacze motywują i wspierają początkujących.
W kilku miastach wspólnie trenują KobietkiBiegają, niemal całą Polskę opanowali już Night Runners... Treningi często prowadzone są przez sklepy biegowe (np. Centrum Biegowe Ergo i SklepBiegacza) i przy okazji jakichś zawodów (Orlen Warsaw Marathon, Cracovia Maraton, Łódź Maraton). Są jeszcze treningi nietypowe, jak te organizowane przez grupę Biegamy Po Schodach (terminy treningów w przeciwieństwie do schodów są ruchome, więc warto śledzić informacje na Facebooku), i cała masa prywatnych inicjatyw, dotyczących przeważnie długiego wybiegania. Do takich zaliczyć można m.in. Biegi Po Prawdziwej Warszawie. To właśnie tu wiele osób, zasłuchawszy się w opowieściach Rafała Przewodnika, zaliczyło swoje pierwsze kilkunastokilometrowe biegi.

Podsumowując: treningów, na które nie wyda się ani złotówki, znaleźć można naprawdę mnóstwo. Wystarczy się tylko rozejrzeć w internecie, nie bać się dołączać do różnego rodzaju grup biegowych i lajkować różnego rodzaju biegowych stron. Ich plus to oszczędność, fachowa porada, towarzystwo, które da nam motywację. Minusy? Trzeba się liczyć z tym, że grupa nie będzie reprezentować równego poziomu. W związku z tym niektórzy będą daleko poza naszym zasięgiem, a niektórzy będą nas spowalniać. Ale coś za coś.

IMPREZY BIEGOWE
Tak naprawdę pomysł na napisanie mojej pierwszej (i miejmy nadzieję - ostatniej) notki o charakterze poradnika powstał po rozmowie z pewną znajomą z bloga, która przyznała się, że nie umie wyszukiwać tych tańszych i bardziej klimatycznych imprez biegowych. A przecież oprócz komercyjnych masówek w różnych miejscowościach organizowane są biegi kameralne, niedrogie (ceny za pakiet startowy mieszczą się w przedziale 0-30 zł), charakteryzujące się niemal rodzinną atmosferą. Tyle że o nich się tak dużo i tak głośno nie trąbi. Jak więc można je znaleźć? Ja wyszukuję je najczęściej w kalendarium imprez biegowych na stronie maratonypolskie.pl (http://www.maratonypolskie.pl/mp_index.php?dzial=3&action=1&grp=13&trgr=1&bieganie). Zerkam na datę, która mnie interesuje, sprawdzam, czy w tym terminie jest przewidziane coś w moich okolicach, a potem analizuję cennik, regulamin itp. Do tego dochodzi Facebook, poczta pantoflowa... I tak z zeszłorocznych warszawskich imprez z sentymentem wspominam:
- cykl Grand Prix Żoliborza: były fajne pamiątki dla wszystkich, buty biegowe, które wygrałam w losowaniu, organizacja na naprawdę wysokim poziomie, no i... jako bezrobotna nie musiałam płacić za start; tutaj taki pamiątkowy filmik z pierwszego biegu: http://www.bieganie.pl/?show=1&cat=7&id=5092;
- Bieg Pileckiego: koszt 10 zł, a w cenie: numer startowy, elektroniczny pomiar czasu, woda, posiłek regeneracyjny, medal, świetne zaplecze techniczne, nagrody dla najlepszych oraz dla tych, którzy mają szczęście w losowaniu; moją fotorelację obejrzeć można tu: https://www.facebook.com/profile.php?id=1046553597&sk=photos&collection_token=1046553597%3A2305272732%3A69&set=a.10201151373360226.1073741857.1046553597&type=3). 
W tym roku zaś na samym szczycie znajduje się Crossing Wieliszewski (full przyjemności za 0 zł) oraz Bieg o Puchar Bielan/Bieg Chomiczówki (2 biegi, 2 medale i mnóstwo dodatkowych atrakcji za 25 zł). Obie imprezy dość szczegółowo opisałam w notkach "to be free for... free" oraz "Chomiczówka, Chomiczówka..."
Z biegów o większym kalibrze zaś zawsze chętnie piszę się na różnego rodzaju biegi i marszobiegi charytatywne (tu przoduje głównie "Policz się z cukrzycą", organizowane w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, i „Bieg na TAK! Biegam Bo Lubię”, odbywający się tradycyjnie dzień przed Orlen Warsaw Marathon) oraz na imprezy WOSiRu z cyklu Warszawska Triada Biegowa – „Zabiegaj o Pamięć” (Bieg Konstytucji 3-go Maja, Bieg Powstania Warszawskiego, Bieg Niepodległości). Wpisowe już od dłuższego czasu utrzymuje się na poziomie 50 zł, a w pakiecie startowym znajdują się dość gustowne koszulki techniczne. Poza tym taka forma uczczenia tych świąt narodowych jakoś bardziej przypada mi do gustu niż wszelkiego rodzaju marsze i wiece polityczne.
Takich biegów, w których stosunek ceny do jakości jest naprawdę rozsądny, a także bezpłatnych, znalazłoby się jeszcze trochę. Ot chociażby dwa biegi (tym razem ruszmy się poza Warszawę), o których słyszałam od znajomych: 
- KONICZYNKA TRAIL MARATHON: dystans: ok. 21 lub ok. 42 km, termin tegorocznej edycji: 09.05, miejsce: Ojcowski Park Narodowy, w pakiecie są koszulki okolicznościowe, a na mecie medale. Zapisy na tegoroczną edycję ruszają 23.03, pełny regulamin znajduje się tutaj: https://www.facebook.com/KoniczynkaTrailMarathon/info, a jego najpiękniejszy fragment brzmi:
„Koniczynka” nie jest tradycyjnie rozumianym biegiem o wygraną. To bieg w pierwszej kolejności towarzyski, zaś jego trasa jest na tyle wymagająca, że zwycięzcą będzie bez wątpienia każdy, kto ją ukończy. Jednak, ponieważ odwołujemy się również do sportowych tradycji Akademii Wychowania Fizycznego oraz do idei bezinteresownej rywalizacji, po biegu zostaną wyłonieni i uhonorowani najlepsi zawodnicy. Pomimo tego nie przewidujemy nagród rzeczowych, ani tym bardziej pieniężnych. Nie chcemy za bieganie płacić, ani też na bieganiu zarabiać. Biegniemy dla radości płynącej z biegania oraz dla satysfakcji z ukończenia tak trudnego maratonu.
Koniczynka jest biegiem otwartym dla każdego i całkowicie bezpłatnym.

- BIEG O KRYSZTAŁOWĄ PERŁĘ JEZIORA NARIE: 33-kilometrowa trasa - trudna, ale malownicza, dla 250 najlepszych zawodników czekała w zeszłym roku na mecie kryształowa perła (podobno co roku jest inna), a tutaj znajduje się relacja: http://www.festiwalbiegowy.pl/biegajacy-swiat/pobiegli-wokol-jeziora-narie-na-zwyciezce-czekala-krysztalowa-perla#.UywBjc65H4Q.
Niestety terminu tegorocznej edycji nie udało mi się jeszcze namierzyć.

Takich perełek jest, oczywiście, więcej, ale żeby nie ciągnąć notki w nieskończoność, obiecuję, że co bardziej smakowite kąski prezentować będę na bieżąco na fejsowej siostrze Wielkiej Improwizacji. A teraz, już naprawdę zamykając ten wątek, dorzucę jeszcze parkrun. Jest bezpłatny i odbywa się co tydzień w wielu miastach na całym świecie. Sama w miarę możliwości, o czym nieraz pisałam, lubię na nim bywać. I z przyjemnością polecam go osobom, które dopiero zaczynają swoją przygodę z bieganiem. To dobry sposób, by - bez ponoszenia kosztów i bez napinki związanej z wniesieniem opłaty i czekającym na mecie medalem - sprawdzić, jak wyglądają i jak smakują zawody biegowe.

UBRANIA
Tzw. droższe części garderoby mam dwie. Numer jeden to buty. Mimo że to model z poprzedniego sezonu, kupiony na wyprzedaży, to jednak był to wydatek prawie 300 zł. Niemniej, wcale nie uważam, że na obuwie trzeba aż tak dużo wydać. Wszystko zależy od tego, na jakim etapie zaawansowania jesteśmy. Gdy zaczynałam swoją przygodę z bieganiem, wiele treningów i zawodów przebiegłam w butach z Lidla. Biegało mi się w nich zupełnie przyzwoicie, mój mąż (choć na swoim koncie ma już dwa półmaratony) do dziś nie przestawił się na wyższą półkę. I - zwłaszcza osobom początkującym, które nie biegają zbyt długich dystansów - zawsze chętnie je polecam. Niech nie wydają zbyt dużo, zanim nie będą pewne, że z bieganiem zwiążą się na dłużej. Tym bardziej, że - jak pokazały testy przeprowadzone przez Polska Biega - buty te wcale nie są do niczego i wśród innych tanich butów prezentują najlepszy stosunek jakości do ceny. Ja w każdym razie na zakup droższego (choć nie najdroższego) obuwia zdecydowałam się dopiero wówczas, gdy nabrałam pewności, gdy w moich planach pojawił się maraton.

Numer dwa to stanik biegowy. Mimo że kupiony w październiku zeszłego roku z 20% obniżką z okazji miesiąca walki z rakiem piersi, to jednak był to wydatek prawie 200 zł. Stanik to w przypadku kobiety drugi co do ważności element garderoby, na którym nie powinno się oszczędzać, jeśli się chce uniknąć bólu piersi, a do tego mieć dobre wsparcie, amortyzację i komfort podczas ruchu. 

Na całej reszcie można jednak spokojnie zaoszczędzić (no może jeszcze na skarpetach czy opaskach kompresyjnych bym nie oszczędzała, gdybym je nosiła), a nie od razu biec do specjalistycznych sklepów sportowych. Nie umiem i nie lubię, co prawda, robić zakupów w sklepach internetowych (chyba, że coś mam szansę przymierzyć wcześniej albo jest możliwość odbioru własnego), za to ciuchów biegowych nie boję się i nie wstydzę kupować w Decathlonie czy w Lidlu. Zwłaszcza te drugie są naprawdę niezłej jakości. Prawdziwe skarby można znaleźć na wyprzedażach, w outletach (w sieci Factory jest bardzo duży wybór sklepów sportowych, z Asicsem w Ursusie na czele), w TK Maxx. Oczywiście, to wymaga od nas często przebicia się przez olbrzymie ilości końcówek kolekcji i ostatnich sztuk oraz (w przypadku wyprzedaży) planowania pewnych zakupów z wyprzedzeniem i inwestowania w coś, co będzie nam potrzebne prawdopodobnie dopiero w przyszłym sezonie. Ale... jak już raz dziś powiedziałam... coś za coś.

KONKURSY
Jeszcze fajniej niż wydawać mało, jest nie wydawać w ogóle. Najwygodniej byłoby mieć sponsora albo chociaż bogatego partnera/partnerkę, który/a zechcialby/ałaby nas utrzymywać. Ale co zrobić, gdy sponsor pokrywa koszty tylko w niewielkim zakresie albo nie mamy go wcale, a partner zarabia w okolicach średniej krajowej i jego pasją jest muzyka?
Moim lekarstwem na to są konkursy. Wszyscy moi znajomi wiedzą, że jestem ich maniaczką, a najbardziej lubię nie te, w których wygrana zależy od ślepego losu (czytaj: losowanie), nie te, w których wygrana zależy od ilości znajomych (czytaj: zbieranie głosów i lajków), lecz te, w których trzeba wykazać się kreatywnością, a wygrana zależy od decyzji jury. Wtedy zwycięstwo smakuje podwójnie - nagroda to jedno, a bycie docenionym to drugie.
Minus konkursów jest taki, że ich rozstrzygnięcia są nieprzewidywalne, że nie zawsze w ofercie do wygrania jest coś, co jest nam akurat potrzebne, że jest to element kampanii reklamowo-marketingowej danej marki, w którą musimy się zaangażować. Ale... powtarzać to będę jak mantrę... coś za coś. Bo to dzięki konkursom w okresie mojego małego (czytaj: niekończącego się) finansowego kryzysu zyskałam trochę ubrań, zdobyłam parę pakietów startowych na wymarzone biegi, a także nie musiałam rezygnować z rozrywek, z których w takich kryzysowych sytuacjach rezygnuje się najczęściej (kino, knajpa, płyty, koncert, karnet na siłownię...). Trzeba tylko trochę się wysilić. Coś napisać, zrobić jakieś zdjęcie, podać prawidłową odpowiedź...
A jak te konkursy znaleźć? Wystarczy się tylko rozejrzeć w internecie, nie bać się dołączać do różnego rodzaju grup biegowych i lajkować różnego rodzaju biegowych stron. Zwłaszcza tych mniej popularnych. To właśnie te mniej oblegane potrafią zaskoczyć ciekawymi, niebanalnymi zadaniami i wartościowymi nagrodami. No i konkurencja na nich jest mniejsza. Pozwólcie jednak, że na fejsowej siostrze Wielkiej Improwizacji dzielić się będę z Wami - tak jak dotychczas - tylko tymi, w których nie będę mogła/nie będę chciała wziąć udziału :)

3 komentarze:

  1. Masz rację - można biegać naprawdę tanio, tylko trzeba pokombinować:) Ja bym dodała jeszcze do zawodów taką uwagę, że warto zapisywać się wcześniej, w pierwszych terminach - można za udział zapłacić nawet o ponad połowę mniej - a jakby nie było 50 zł to nie 130 w ostatnim terminie:) co do udziału w konkursach - powoli się rozkręcam w braniu udziału w nich, póki co jeszcze nie wygrałam nic, ale czekam wytrwale na swój moment;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym wcześniejszym zapisywaniu się nie wspomniałam pewnie dlatego, że moja praca nigdy mi nie pozwalała na wcześniejsze planowanie. O tym, czy będę miała wolny weekend, często dowiadywałam się tylko z tygodniowym wyprzedzeniem. A gdy nie miałam pewności, to wolałam nie ryzykować z wydawaniem nawet najmniejszych pieniędzy.
      Co do konkursów... Jedna taka blogowo-fejsowa znajoma też do niedawna nic nie wygrała, ale... Wrzuciłam niedawno info o konkursie na fejsie, coś jej odpowiedziałam i... swój debiut i pierwszą wygraną ma już za sobą :)

      Usuń
  2. zdecydowanie dobre buty to nr jeden biegowego stroju. a takie, niestety, kosztują. nic więc dziwnego, że niedawno prawie cały budżet przeznaczony na zakup pełnego oprzyrządowania biegowego wydałam właśnie na buty. wiem, że i buty i pozostałe części garderoby być może znalazłabym w innym sklepie gdzieś na drugim końcu miasta w niższej cenie ale... nie lubię zakupów. robię je więc szybko, co nie znaczy, że bezmyślnie ale, niestety, nie tanio. do pozostałych aspektów taniego biegania trudno mi się odnieść, bo nie mam takiego rozeznania jak Ty:) wierzę Ci więc na słowo:)

    OdpowiedzUsuń