poniedziałek, 13 stycznia 2014

8. Bieg WOŚP "Policz się z cukrzycą"

W wielu względach 8. Bieg WOŚP "Policz się z cukrzycą" podobny był do siódmego.
Jak w zeszłym roku około pięciotysięczny tłum wyruszył z Placu Defilad. Znów przekrój uczestników był bardzo różny: ludzie i zwierzęta, maszerujący i biegnący, początkujący i zaawansowani, osoby starsze i młodsze, dzieci i dorośli, zdrowi i niepełnosprawni, w zabawnych nakryciach głowy i w normalnych czapkach (rzadko kto miał jednak tę, którą do pakietu dorzucił producent wody EDEN)... Znów niemal wszyscy odziani byli w pomarańczowe T-shirty z serduszkiem Orkiestry, nazwą biegu, przypiętym doń numerem startowym i... i tylko hasło GODNOŚĆ wyparte zostało przez NA RATUNEK. Znów na mecie czekały medale i poczęstunek od sponsorów. Tym razem, ku mej wielkiej radości, oprócz kefiru i kabanosów dostaliśmy również sałatki, dzięki czemu kolację miałam z głowy. Znów obyło się bez pomiaru czasu. Bo nie biegało w tym wszystkim o wyścigi, lecz o zwrócenie uwagi na problem walki z cukrzycą.

Jeśli chodzi o różnice...
Novum było to, że - by stać się posiadaczem pakietu startowego, za który w zeszłym roku nie trzeba było płacić - należało wykupić minimum jedną cegiełkę wartości 20 zł, a całkowity dochód z ich sprzedaży przeznaczony ma być na zakup pomp insulinowych dla kobiet ciężarnych. I dobrze. Bo choć aktualnie jestem fanką wszystkiego, co bezpłatne, za darmo, free i gratis, to jednak rok temu przegięciem było to, że ludzie, nie musząc płacić, brali pakiety dla swoich psów, kotów i pluszowych misiów..
Inaczej prowadziła i bardziej wymagająca była tegoroczna trasa. Nie dość, że wydłużono ją o około 0,5 km, to jeszcze wzbogacono o niekończący się podbieg na Karowej. Sporo osób znalazło tam sobie sprytny skrócik przez schodki, ale widziałam też dzieci, które pokonały go bez większych trudności.

 

Rozrosła się od zeszłego roku grupa moich biegających krewnych i znajomych. Tak wyglądała w roku 2013:

  
Tak zaś (a i tak nie wszystkim udało się załapać na zdjęcia) prezentowała się wczoraj:

 Biegam Na Tarchominie by Ewa Kiec                     Zabiegani Po Uszy by tajemniczy nieznajomy

W przeciwieństwie do zeszłego roku po biegu nie poszliśmy z mężem i bratem do kina ani nie zostaliśmy na światełku do nieba. Brat śpieszył się do domu, bo (o czym rok temu by nie pomyślał) o 15.00 ruszały zapisy na Bieg Rzeźnika, a ja nie marzyłam o niczym innym jak o tym, by znaleźć się w domu, przebrać się w suche ubrania i napić się gorącej herbaty z miodem, cytryną i imbirem. Bo to, co się zmieniło w porównaniu z rokiem 2013 przede wszystkim, to fakt, że jestem już w zupełnie innej fazie biegania. Wtedy Bieg WOŚP - jako moja trzecia tego rodzaju impreza w ogóle - stanowił dla mnie wielkie wydarzenie. Teraz zaś był trzecią tego rodzaju imprezą podczas weekendu. Miałam już w nogach pokonane dzień wcześniej 10 km biegów górskich w Falenicy oraz pokonane tego samego dnia (w warunkach pogodowych typu: deszcz + śnieg + grad) 5 km GP zBiegiemNatury, połączone z rozgrzewkę mniej więcej tej samej długości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz