poniedziałek, 10 marca 2014

samonakręcająca się machina, część druga: bez podtytułu

Z roku na rok rośnie rzesza biegaczy. Nie ma się więc co dziwić, że coraz większą popularnością cieszą się różnego rodzaju imprezy biegowe, a pakiety startowe rozchodzą się jak świeże bułeczki. Nie ma się też co dziwić, że - wykorzystując ten boom na bieganie - ich organizatorzy co jakiś czas podnoszą ceny wpisowego. Jest popyt, jest podaż... Taka samonakręcająca się machina, której główną siłą napędową są trzy magiczne słowa: pieniądze, forsa, kasa. Nie jestem idealistką i wiem, że organizatorzy biegów nie żyją powietrzem i z czegoś muszą się utrzymywać. Wiem też, że fajnie by było, gdyby zaangażowani przy organizacji biegu ludzie również otrzymywali jakąś zapłatę, a nie użerali się z tysiącami biegaczy w ramach wolontariatu. Wiem, że zorganizowanie biegu masowego to spora inwestycja, wymagająca wielu nakładów finansowych i że wraz ze wzrostem uczestników te nakłady rosną. Wszystko to wiem i rozumiem. Ale wiem też, że wraz ze wzrostem uczestników rosną nie tylko nakłady, ale i wpływy. I coraz częściej odnoszę wrażenie, że chęć zysku zrobiła się ważniejsza niż tzw. "popularyzacja biegania jako najprostszej formy ruchu", która w regulaminach imprez biegowych stawiana jest zazwyczaj na pierwszym miejscu.

Tak mniej więcej miała się kończyć druga część notki o samonakręcającej się machinie. Miało być w niej coś o tych, którzy się burzą przeciwko zbyt wysokim cenom pakietów startowych. Miało być w niej coś o tych, którzy tych cen bronią. Miało być w niej coś o tym, jak już drugi rok z rzędu ze względów finansowych zrezygnować musiałam z udziału w Półmaratonie Warszawskim. I - żeby przełamać marudny ton - miało być też coś o tym, że tak naprawdę w tym roku Półmaraton Warszawski mam już za sobą. Dzięki inicjatywie pewnego kolegi (Radka), który w ramach niedzielnego wybiegania zorganizował zupełnie charytatywnie i z własnej nieprzymuszonej woli rozpoznanie trasy. Swoją drogą, z rożnych źródeł wiem, że takich inicjatyw i takich osób, które działają poza tą całą samonapędzającą się machiną, jest więcej. I chwała im za to.

Silna ekipa, która pod flagą ukraińską i wenezuelską przebiegła nieco zmodyfikowaną (wzbogaconą o wizytę pod Ambasadą Rosyjską) trasę Półmaratonu Warszawskiego.



Tak mniej więcej miała się kończyć druga część notki o samonakręcającej się machinie. Miało być w niej o tym, o tamtym i o owym, ale... Życie z różnych powodów przyśpieszyło mi ostatnio. Jedno zdarzenie pociągnęło za sobą drugie, drugie - trzecie, trzecie - czwarte... Ot, taka samonakręcająca się machina. A teraz już zamiast pisać powinnam się wreszcie zacząć pakować. Bo od jutra czeka mnie bajka pt. "W poszukiwaniu straconego śniegu". Zaczynać by się mogła mniej więcej tak:

Zupełnie jak Kopciuszek mam za mamę chrzestną dobrą wróżkę. W przeciwieństwie do Kopciuszka zaś nie mam złych sióstr i złej macochy, lecz najlepszą pod słońcem mamusię. No... to teraz zjeżdżam. Dzięki ich finansowemu wsparciu - na narty, oczywiście. A towarzyszyć mi będzie jak zwykle książę z bajki. Obym tylko podczas slalomów i innych gigantów nie zgubiła narciarskiego pantofelka.

7 komentarzy:

  1. Oj, też bym chciała ponarzekać na wysokie opłaty startowe, ale ponarzekam za to na wysokie opłaty w triatlonie- 250 pln, 350 pln, nie wiem dla kogo to jest. A narty..też drogi sport, ale jak się ma dobrą mamusię to trzeba korzystać:-)Baw się dobrze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście w ekwipunek narciarski jestem dobrze zaopatrzona. Pozostają tylko noclegi i karnety. Ale fakt mama i mama chrzestna jakoś podejrzanie chciały się nas pozbyć :)

      Usuń
  2. Oj, też bym chciała ponarzekać na wysokie opłaty startowe w bieganiu, ale ponarzekam za to na wysokie opłaty w triatlonie- 250 pln, 350 pln, nie wiem dla kogo to jest. A narty..też drogi sport, ale jak się ma dobrą mamusię to trzeba korzystać:-)Baw się dobrze

    OdpowiedzUsuń
  3. opłaty faktycznie czasami po prostu są wzięte z kosmosu. nawet 60 zł za 5km bieg w parku. wiadomo ,jak ktoś ma ochotę, i tak zapłaci. są też oczywiście (na szczęście!) dużo tańsze imprezy, nie ma co generalizować:) fakt jest taki, że coraz więcej osób zarabia na bieganiu i sprawach z nim powiązanych (z drugiej strony - w zasadzie wszystko dzisiaj rządzi się pieniądzem, więc może to nie dziwne). Fajnie masz z tymi nartkami, mi się w tym roku niestety nie udało (bo zima była za słaba;]); udanego wyjazdu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Warszawie tę, na szczęście, są tańsze imprezy robione przez pasjonatów, a nie biznesmenów. Wciąż jeszcze (oprócz parkrunu) zdarzają się imprezy darmowe.
      Co do nart zaś... W Białce Tatrzańskiej na stokach zima cały czas :)

      Usuń
  4. Tam, gdzie 'wkracza' kasa kończy się przyjemność i zabawa, a zaczyna biznes:(
    Znalezienia śniegu i dobrej zabawy:) a taka mama to prawdziwy skarb:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śnieg znaleziony. Systematycznie wrzucam krótkie relacje na fejsową stronę. Tu zamieszczę coś pewnie po powrocie :)

      Usuń