- To co ja mam teraz zrobić? - zapytałam po powrocie z pracy męża. - Mam dokonać wyboru między publicznym oblaniem się wodą a zrobieniem wpłaty na fundację Agnieszki czy muszę zrobić i jedno, i drugie?
- Musisz dokonać wyboru. Albo jedno albo drugie - poinstruował mnie mąż.
- To ja w takim razie wolę dokonać wpłaty. To bardziej praktyczne - stwierdziłam.
- No tak, ale w ten sposób nie weźmiesz udziału w akcji uświadamiania innych - mąż sprawił, że spać poszłam z wątpliwościami. Bo nie mam nic przeciwko uświadamianiu. Sama przecież obchodziłam u siebie na blogu Dzień Chorób Rzadkich, zamieściłam na fejsie relację z wystawy "Choroby Rzadkie Są Częste" i namawiałam ludzi na poparcie Narodowego Planu Dla Chorób Rzadkich (śmiech na sali, to tylko kwestia kilku kliknięć, a od lutego wsparcia udzieliły raptem 18534 osoby) ale... Sama nie wiem dlaczego, to całe Ice Bucket Challenge irytuje mnie jak diabli. A może i wiem...
1. Lany Poniedziałek to najmniej przeze mnie lubiane święto.
2. Jestem raczej w gorącej wodzie kąpana.
3. Odczuwam wewnętrzny opór przed wszelkimi akcjami o charakterze łańcuszków.
4. Kompletnie nie jestem przekonana do jakichkolwiek fejsbukowych akcji. To nie jest miejsce, w którym ludzie się zagłębiają czy zastanawiają. To miejsce, gdzie większość użytkowników śledzi treści pobieżnie - jednym okiem wpuszcza, drugim wypuszcza. Większość ludzi lajkuje tutaj wszystko szybko i bezmyślnie, by potem jeszcze szybciej o tym zapomnieć. Nie ma się co oszukiwać - te filmiki to takie przelewanie z pustego w próżne. Dużo zabawy, dużo śmiechu, a idea... Wiele osób pewnie nawet nie wie, że tu o jakąś ideę chodzi.
5. Na podstawie komentarzy obserwuję, że przez te filmiki bohaterami w oczach znajomych stają osoby oblewające się wodą, a nie ci ludzie, o których tak naprawdę tutaj chodzi.
6. Nie wierzę w to, że takimi akcjami jesteśmy w stanie wiele zdziałać. Oprócz chorej na ataksję bratowej znam też ludzi cierpiących na stwardnienie rozsiane i wiem, że poza doraźną pomocą finansową potrzebują oni przede wszystkim pomocy państwa i regulacji prawnej dotyczącej ich leczenia - tak, żeby nie czuli się wykluczeni.
No więc filmiku ze mną lejącą sobie kubeł zimnej wody na głowę nie będzie. Głupio by mi jednak było tak po prostu olać sprawę, więc wymyśliłam salomonowe rozwiązanie: uskutecznię lanie wody na blogu. No i zrobię stosowny przelew. Niestety poczeka trochę bratowa na tę kasę. Bo, jak to się mawia, z pustego konta to i Salomon nie przeleje. A póki co wypiję za jej zdrowie. Oczywiście wodę. Mineralną. Niegazowaną. Bez lodu.
I taką wodą być,
co otuli ciebie całą,
ogrzeje ciało, zmyje resztki parszywego dnia.
I uspokoi każdy nerw,
zabawnie pomarszczy dłonie,
a kiedy zaśniesz wiernie będzie przy twym łóżku stać.
co otuli ciebie całą,
ogrzeje ciało, zmyje resztki parszywego dnia.
I uspokoi każdy nerw,
zabawnie pomarszczy dłonie,
a kiedy zaśniesz wiernie będzie przy twym łóżku stać.
Bardzo dobre rozwiązanie.
OdpowiedzUsuńMam identyczną opinię na temat tej akcji jak Ty. Dlatego rozumiem, popieram i w pełni zgadzam się z Twoją argumentacją. Przekazać pewną kwotę na rzecz potrzebującej osoby mogę w każdej chwili. Bez nominacji, a tym bardziej bez oblewania się lodowatą wodą, co przy moim migrenowym łbie jest średnio wskazane. Poza tym, często-gęsto Twoje komentarze działały na mnie właśnie jak kubeł zimnej wody wylany na głowę i były jak najbardziej wskazane:)
OdpowiedzUsuń