piątek, 12 września 2014

wakacje z biegami

Festiwal Biegowy Forum Ekonomicznego (od tego roku PZU Festiwal Biegowy) to największe święto biegowe w Polsce. W czasie, gdy się odbywa (w tym roku był to okres 5-7 września), do Krynicy przyjeżdżają tysiące biegaczy z całej Polski. Oczywiście po to, by robić to, co lubią najbardziej: biegać, biegać, biegać... A wybierać mają z czego. Są tu biegi krótkie, średnie, długie i bardzo długie - od 600 m (Bieg Przebierańców, Bieg Kobiet) do 100 km (Bieg 7 Dolin). Są tu biegi pod górę (Bieg Górski na Jaworzynie), z górki (Życiowa Dziesiątka) i po płaskim (biegi rozgrywające się na Deptaku). Są tu biegi indywidualne i sztafetowe (Sztafeta Deptaka 4x1mila, Sztafeta Maratońska). Są biegi dzienne i biegi nocne (Bieg Nocny na dystansie 5 km). Są biegi typowo zabawowe (Bieg Przebierańców), i takie, do których bez poważnych przygotowań lepiej nie podchodzić (Bieg 7 Dolin, biegi górskie na dystansie 33 i 66 km, Koral Maraton). A oprócz tego imprezy towarzyszące (Górskie Mistrzostwa Polski w nordic walking, MTB na Górze Parkowej, biegi dla dzieci), wybory wydarzenia biegowego i dziennikarza sportowego roku, różnego rodzaju występy i koncerty, Forum Sport Zdrowie Pieniądze, targi (biegowe i rękodzieła)... Do wyboru, do koloru. Czy też do Koralu. Bo dzięki jednemu ze sponsorów zimny karbo-LODING można uprawiać do woli. Podczas Festiwalu Biegowego uzdrowisko zdominowane zazwyczaj o tej porze roku przez kuracjuszy zamienia się w tętniące życiem miasteczko sportowe, a atmosfera panuje tu niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju. Duch rywalizacji przeplata się z duchem zabawy i z duchem fair play (w Krynicy przyznana została nawet NAGRODA NORDIC WALKING FAIR PLAY). I gdzie nie spojrzeć, sami znajomi. Wreszcie można spokojnie się uściskać i pogadać. Bo - nie licząc startów - nikt się nigdzie nie spieszy.

Jedziemy na wycieczkę, bierzemy Misia... za kierowcę. Kierunek - Krynica. Jupi!

Tegoroczny (piąty) Festiwal Biegowy był wyjątkowy. Bo wreszcie dotarłam tam i ja. Razem z mężem. W ramach naszych jedynych w tym roku wakacji. I przy okazji w ramach uczczenia naszej 13. rocznicy ślubu. Wreszcie i ja poczułam tutejszego ducha rywalizacji, zabawy i fair play, najadłam się lodów Koral, napatrzyłam się na znajome twarze... A jednak... z pewnych względów, o których nie chcę/nie mogę pisać, nie dane mi było w pełni cieszyć się tą atmosferą, a przeważającym w Krynicy uczuciem było to, że stoję jakby z boku. Do tego z ośmiu zaplanowanych na festiwal biegów pobiec ostatecznie mogłam tylko w trzech (po jednym biegu dziennie z narastającym kilometrażem). I to - też z tych samych względów, o których nie chcę/nie mogę pisać - nie byłam w stanie dać z siebie na nich tyle, ile bym chciała. Wiem, że w innych okolicznościach przyrody mogłabym pobiec szybciej i lepiej. Niemniej... Trzy medale są, a i garść wspomnień również się uzbierała.


05.09, PIĄTEK - BIEG NOCNY NA 5 KM
Z racji dystansu, zmęczenia po dość wyczerpującym dniu i ograniczonej widoczności bieg ten minął mi najbardziej niepostrzeżenie. Była to najprawdopodobniej najtrudniejsza piątka w moim życiu (pierwsza połowa to długi podbieg, druga zaś to powrót tą samą trasą w dół), toteż czas 00:25:26 satysfakcjonuje mnie w pełni.

Pierwsze krynickie medale zawisły na szyjach.

06.09, SOBOTA - ŻYCIOWA DZIESIĄTKA

Jak głosi opis z festiwalowego programu... Życiowa Dziesiątka to najszybszy bieg rozgrywany w naszym kraju na dystansie 10 km. Cechą charakterystyczną biegu jest trasa w całości prowadząca z góry - z deptaka w Krynicy na rynek w Muszynie. Dzięki temu czasy, jakie notują uczestnicy konkurencji, są zdecydowanie lepsze niż w jakimkolwiek innym biegu o długości 10 km. Wielu uczestników biegu właśnie tu notuje swoje rekordy życiowe. 
No cóż... Ze swoim czasem 00:50:29 nie należałam do tych wielu uczestników. Może dlatego, że niemal na samym początku rozwiązała mi się sznurówka, może dlatego, że w pierwszej części panowała niezwykła duchota, a w drugiej padał deszcz, może dlatego, że - z wciąż tych samych względów, o których nie chcę/nie mogę pisać - odczuwałam zmęczenie, może dlatego, że po długich zbiegach czasem przychodziły wypłaszczenia, na których moje mięśnie głupiały i najzwyczajniej w świecie mnie odcinało, może... Zresztą... Zbiegać też trzeba umieć. Niewielu spośród moich znajomych poprawiło tutaj swojej życiówki. Spośród osób, które znam, udało się to jedynie Żuczkowi, Martynie (mojej trenerce z Teamu ASA - Biegiem po Zdrowie) i panu Jurkowi (lat 66) - przyjacielowi mojej mamy, który postanowił przyjechać do Krynicy razem z nami i właśnie tutaj zaliczyć swój drugi oficjalny start.

 foto by Marta Pająk

Nie tylko z tego powodu dziesiątka ta nie kojarzyć mi się będzie "życiowo". Zdziwiła mnie dość liczna grupa osób reanimowanych na poboczu, karetka na sygnale jadąca niepokojąco od strony Muszyny... Gdy siedziałam zaś w autobusie, który zawieść mnie miał z powrotem do Krynicy, zaskoczyła mnie odnaleziona na fejsie wiadomość: kolega, z którym pracowałam niegdyś przy pewnym serialu, 25-letni wysportowany i bardzo fajny chłopak, zginął w wypadku na motorze. Z winy kobiety, która - wyjeżdżając samochodem z podporządkowanej - wymusiła pierwszeństwo. Takie historie nigdy nie przestaną zaskakiwać.

Poranny atak mgieł i dzikiego niedźwiedzia. A tymczasem mój dziki Misio (brat znaczy się) rozprawia się z setką w Biegu 7 Dolin.

Sobota to nie tylko dzień Życiowej Dziesiątki, ale również (czy też raczej przede wszystkim) dzień biegów górskich, spośród których królem nad królami był 100-kilometrowy Bieg 7 Dolin. Jak napisała Ania Pawłowska-Pojawa w felietonie dla wirtualnej odsłony miesięcznika "Bieganie"... Na Bieg 7 Dolin /.../ zgłosiło się ponad 1000 osób. Na starcie stanęło ok. 800, a do mety w limicie dotarło 501. Bieg 7 Dolin jest perłą w koronie krynickiego Festiwalu Biegowego. Jeżeli gdzie indziej królewskim dystansem nazywa się maraton – tu mówi się tak o stu kilometrach. To ci, którzy ukończą zmagania z „setką” są prawdziwymi bohaterami tej imprezy, witanymi po królewsku przez kibiców już na 200 metrów przed metą. /.../  Byli też tacy, którzy przegrali. Których nikt nie oklaskiwał, a twarze mieli tak smutne, że nawet dziarskie zapewnienia, że „następnym razem” – jakoś nie przekonywały. I nie byli to nowicjusze, o nie! Nie ci, którzy się porwali z motyką na księżyc. Ale tym razem przegrali, bo góry pokazały im pazur.
Wielu moich znajomych poległo w tym roku podczas Biegu 7 Dolin. Najpierw przyszedł nius, że po 66 km z powodu bólu kolana bieg przerwał Paweł Potempski. Potem... "A co z moim bratem? Mieli biec razem..." - zastanawiałam się na głos. Niedługo musiałam czekać na odpowiedź. Wkrótce brat jak duch pojawił się przede mną i oznajmił, że również zakończył bieg na 66. kilometrze. A jeszcze potem dowiedziałam się, że z trasy zdjęta została Marta Maliszewska, Janek Goleń...


07.09, NIEDZIELA - PÓŁMARATON

Trasa prowadząca z Krynicy przez Powroźnik, Tylicz, "Romę" do Krynicy to jedna z piękniejszych i bardziej malowniczych tras, jaką biegłam, a zarazem (nie licząc Półmaratonu Szakala) mój najgorszy półmaratoński występ. I bynajmniej nie zabił mnie w tym przypadku profil trasy, lecz... Może to kwestia zmęczenia i niewyspania, które ze względów, o których nie chcę/nie mogę pisać, nawarstwiło się przez poprzednie dni, może to kwestia tamtejszych wód, do których mój organizm nie był przyzwyczajony, może to kwestia nieregularnego i niedomowego odżywiania, na które skazana byłam podczas wyjazdu, może... W każdym razie od samego rana w dniu półmaratonu mój żołądek wariował. Na niewiele nawet się zdała wizyta w krzaczkach.

foto by Agnieszka Warzecha, chyba jej właśnie opowiadam o swoich dolegliwościach

No więc człapałam sobie bardzo powoli, mozolnie zdobywałam wszystkie podbiegi, cieszyłam się dopingiem zgotowanym nam przez innych biegaczy (szanty w wykonaniu Janka Golenia - bezcenne), mieszkańców oraz wolontariuszy (w tej roli fenomenalne dzieciaki, ich wrzaski echem niosły się po całej okolicy) i zastanawiałam się, czy w związku z zaistniałą sytuacją testować na sobie koncentrat Enervit z kofeiną, który został mi podarowany. Zwłaszcza, że nigdy wcześniej nie używałam żadnych żeli czy innych dopalaczy. "Ale co tam... Gorzej już być nie może" - stwierdziłam i na 15 kilometrze wypiłam pierwszą połowę specyfiku, a na 17. - drugą. Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie działanie tego szota. Nie dość, że dodał energii, to nawet pozwolił zapomnieć o dolegliwościach żołądkowych. Do tego po jego wypiciu skończyły się podbiegi i... z górki na pazurki... biegło mi się lekko i przyjemnie, na ostatniej pętli zaliczyłam jeszcze oszałamiający finisz, a na metę (choć dopiero po 2 godzinach, 13 minutach i 50 sekundach) wbiegłam z przytupem.

Tak finiszuje elita ;)
foto by Zbyszek Mamla
Po półmaratonie miałam wreszcie czas, by wchłonąć trochę festiwalowej atmosfery. Widziałam, jak na metę wbiega Daniel Karolkiewicz i zdobywa dla zaprzyjaźnionego teamu ENTRE.pl pierwsze miejsce w Sztafecie Maratońskiej. Widziałam, jak trzecie miejsce w Koral Maratonie zajmuje inny mój znajomy - Bartek Olszewski. Widziałam szczęśliwą twarz męża, który wreszcie złamał 2 godziny w półmaratonie i o około 5 minut poprawił życiówkę (i to na takiej trasie!!! łał!!!). Wreszcie mogłam też na spokojnie pogadać z ludźmi i wysłuchać opinii - co im się podobało, a co nie. I tak... Od starych bywalców dowiedziałam się, że z roku na rok jest coraz słabiej. Wiele osób nie było zadowolonych z tego, że medale prawie dla wszystkich dyscyplin są takie same. Tradycyjnie wszyscy narzekali na uczestników, którzy nie zajmowali miejsc w stosownych strefach czasowych. Padały głosy, że problemy były z przepływem informacji. Zdarzały się też przypadki, że w punkcie zapisów wciąż pobierano opłaty od chętnych na biegi, a tymczasem w biurze zawodów nie było już dla nich nie tylko koszulek, ale i czipów oraz numerów startowych. Ja ze swej strony mogłam dodać tylko to, że mimo maili i próśb nie zmieniona została moja przynależność klubowa - w żadnym z zestawień nie reprezentuję Teamu ASA - Biegiem po Zdrowie. A przecież obiecali...

Jakby nam było mało podbiegów, weszliśmy sobie w Muszynie na taką oto górkę, by zobaczyć Ogród Zmysłów. Jedynie Żuczek wykpił się odciskami, których nabawił się podczas Koral Maratonu i oznajmił, że nigdzie się nie będzie wspinał.
Mimo drobnych niedociągnięć nie spotkałam jednak żadnej osoby, która nie życzyłaby sobie wrócić do Krynicy za rok. To właśnie ten temat zdominował rozmowy, jakie wiedliśmy z mężem, bratem, Żuczkiem i panem Jureczkiem podczas pożegnalnego spaceru po Muszynie. Tyle że za rok chciałabym już być tam tak, by chłonąć całą tę atmosferę.

 

A jednak oprócz przytłaczającego poczucia, że stałam podczas Festiwalu Biegowego jakby z boku, wywiozłam z Krynicy coś cennego - świadomość, że wokół mnie jest tak wiele życzliwych osób, bez których moja wizyta w Krynicy w ogóle nie byłaby możliwa.
Dziękuję Zbyszkowi Mamli za to, że jako ambasador Festiwalu Biegowego sprezentował mnie i mężowi bezpłatne pakiety.
Dziękuje Agnieszce i Karolowi za to, że wizyta w Krynicy nie naraziła na szwank mojego nieistniejącego budżetu. I jeszcze raz Karolowi za specyfiki Enervit dla mnie i dla brata.
Dziękuję mojej kierowniczce Ani za to, że ułożyła grafik tak, bym dni 05-07.09 miała wolne od pracy.
Dziękuję bratu za dowiezienie mnie na miejsce na czas.
Dziękuję panu Jureczkowi za znalezienie na ostatnią chwilę przyjemnego i niedrogiego noclegu w Muszynie.
Byłam kiedyś na szkoleniu, podczas którego dowiedziałam się, że najcenniejszym elementem pracy w sprzedaży wcale nie są zyski finansowe, lecz możliwość zdobywania kontaktów. Cóż, nie licząc Ani, moje najcenniejsze kontakty tak naprawdę zdobywam podczas biegania.

2 komentarze:

  1. gdyby nie Ty, pewnie nie wiedziałabym, ze w Krynicy takie cuda się odbywają.
    gdyby nie urlop być może (nie zdając sobie sprawy z biegowych imprez) byłabym w okolicy (bo padały takie pomysły co by do Krynicy to znaczy na okoliczne wzniesienia się udać)
    szkoda, ze nie miałaś możliwości chłonąć wszystkiego w pełni. ale za rok... za rok pewnie się uda.

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie wakacje to ja rozumiem :-)

    OdpowiedzUsuń