wtorek, 24 listopada 2015

1Dekada ENTRE.pl

W niedzielę o godz. 5.30  dzwoni budzik. Dlaczego tak wcześnie? Bo w kalendarzu wpisany mam 10. Bieg ENTRE. Nie, nie zamierzam w nim pobiec. Nie licząc cyklu City Trail, do końca roku nie biegam w żadnych imprezach biegowych. Ba... Od czasu moich dwóch Biegów Niepodległości nie biegam w ogóle. Niezidentyfikowany Ból Lewego Pośladka (tak, tak... wciąż nie zdołałam odłożyć na fizjoterapeutę) odebrał mi całe szczęście płynące z biegania i sprawił, że przerzuciłam się na basen (raczej żabka niż kraul, bo przy tym drugim odzywa się pośladek) i fitness (w wersji light, bo o przysiadach i wypadach ze sztangami mogę zapomnieć).

No ale przecież impreza biegowa potrafi być fajną zabawą nie tylko wówczas, gdy się w niej biegnie. Zwłaszcza, gdy wiąże się z dziesiątymi urodzinami tak sympatycznego teamu. W imprezach organizowanych przez ENTRE.pl biegałam nie raz. Nie raz wspierałam ich jako wolontariuszka (pierwsze kroki w wolontariacie stawiałam podczas II Biegu Flagi, szczegóły tutaj). Co więcej... raz nawet, podczas tegorocznego Biegu Fair Play (szczegóły tutaj), zostałam wcielona do ich drużyny. Krótko mówiąc, na takim jubileuszu nie mogło mnie zabraknąć. Chociażby po to, by...

Pozbierać zapisy na Festiwal Biegowy i zadać sobie pytanie, czy jest jeszcze sens bycia jego Ambasadorką.
Popatrzeć na start z nieco innej perspektywy.
Pokibicować bratu i znajomym.
Pospacerować po Parku Moczydło, który jest miejscem przepięknym, stwarzającym możliwość poprowadzenia bardzo różnych i wymagających tras, a mimo to wciąż biegowo niewykorzystanym.
Stwierdzić, że zeszłoroczne medale były ładniejsze ;) Patrz gdzieś tutaj: http://wielkaimprowizacja.blogspot.com/2014/12/po-sezonie-czesc-pierwsza-kalendarium.html
Potrzymać biało-czerwona taśmę, którą zerwać miał zwycięzca biegu (w tej roli bez niespodzianek Artur Jabłoński).
Popatrzeć na ceremonię nagradzania najlepszych i przy okazji pożałować, że rok temu, gdy w K-30 byłam druga, nagród w kategoriach wiekowych nie przyznawano.
Pomóc w krojeniu i konsumowaniu przepysznego tortu.

Miałam nadzieję, że w takich okolicznościach przyrody i w tej uroczystej atmosferze imprezy biegowej poczuję nagle wielki głód biegania. Taki bezwzględny. Mimo bólu, mimo kontuzji, mimo wzrostu wagi, mimo zniechęcenia słabszymi (duuużo słabszymi) niż rok temu wynikami. Niestety. Jedyny głód, jaki po tym wszystkim poczułam, to ten dosłowny. Jeść mi się zachciało.

3 komentarze:

  1. na urodziny zdążyłaś bo to w lipcu;)

    OdpowiedzUsuń
  2. bo te zdjęcia były sprzed pms-a i sprzed smutku. Twoje rozwinięcie bardzo mi się podoba zatem... niech sie stanie!
    a ten tort ma moc...wywoływania głodu:) patrzę na niego i czuję jak mnie dopada i to wcale nie mały;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja zawsze pływam żabką, i to nawet nie do końca chyba można tak nazwać. ewentualnie jeszcze na plecach. bez użycia rąk. cała para idzie w nogi :)
    a ten Twój ból pośladka.... strasznie długo Cie trzyma. nie dziwię się, ze odbiera Ci całą frajdę z biegania.
    widzę jednak, ze i bez, jakoś uradziłaś i zrobiłaś mnóstwo rzeczy na biegowej imprezie.
    życzę jednak głodu niedosłownego :))

    OdpowiedzUsuń