Nie musiałam nawet dodawać specjalnego komentarza (tytuł relacji "Dwa Biegi Niepodległości w stolicy. Lepszy na Białołęce" pochodzi od redakcji Festiwalu Biegowego), by pokazać, że za mniej można dostać więcej i bawić się lepiej. Pod wpływem komentarzy, jakie przeczytałam na stronie wydarzenia Białołęckiego Biegu Niepodległości, postanowiłam jednak opracować jeszcze dwie tabelki.
główny warszawski Bieg Niepodległości
Minus numer 1: afera koszulkowa.
Na białych i czerwonych okolicznościowych koszulkach, które biegacze dostają w pakietach i w których - zgodnie z tradycją i zaleceniem regulaminu - powinni pobiec, znalazł się w tym roku wzór, który wzbudził liczne kontrowersje. Przedstawiał on mapę Polski. A w zasadzie mapę Polski ukazującą historię jej granic, czy też nakładanie się granic II RP i III RP.
"Jest ryzyko - jest zabawa?" "Kto nie ryzykuje, nie pije szampana?" No cóż... W dobie poprawności politycznej trzeba dziesięć razy pomyśleć, zanim się coś zaprojektuje i trzeba się dziesięć razy zastanowić, kto to zobaczy i jak to zinterpretuje. Nieczytelność przekazu sprawiła, że wybuchła afera, a organizatorzy posądzeni zostali o pretensje terytorialne, chęć odebrania dawnych terenów, nacjonalizm, faszyzm i sama nie wiem, co jeszcze. Jakoś ominęła mnie ta gorąca dyskusja. Grunt, że bardziej adekwatnymi powiedzeniami okazały się: "Jest ryzyko - jest hejt" oraz "Kto nie ryzykuje, nie pije piwa, które sobie nawarzył". Organizatorzy pod wpływem nagonki wykonali nowy projekt koszulki przedstawiający bardzo bezpiecznego, niekontrowersyjnego i zachowawczego orzełka.
Tu niestety pojawił się drugi problem. Organizatorom najwidoczniej skończyły się koszulki, na których mogli wykonać nowy nadruk, bo trzecia partia niepodległościowych koszulek zawierała naklejoną na pierwotny wzór ceratę - sztywny, nieoddychający, szorstki od spodu kawał gumy. Właściciele takich modeli nie kryli rozczarowania. A i ja jako "szczęśliwa" posiadaczka pisałam o tym na fejsie.
Rezultat tego wszystkiego był taki, że duża część osób była niezadowolona, a podczas biegu i tak dominował wzór z kontrowersyjną mapą. No i wreszcie zabrakło jednorodności koszulkowej, która od lat była ideą tego biegu. Wszyscy znani mi posiadacze koszulki z ceratą, nie zdecydowali się w niej pobiec.
Minus numer dwa: czy ktoś słyszał Hymn?
Oprócz tradycji biegania w koszulkach okolicznościowych i tworzenia żywej flagi z Biegiem Niepodległości wiąże się jeszcze tradycja odśpiewania Hymnu tuż przed startem. Sama nie wiem, czy to kwestia jakości nagłośnienia czy jakości nagrania, ale wiele osób wokół mnie zorientowało się dopiero po oklaskach, że jest już po Hymnie. Wiem też, że problem ten dotyczył nie tylko mojej strefy.
Minus (?) numer trzy: atmosfera
Od 2012 roku limit wzrósł o 6 500 uczestników, a pakiety i tak rozeszły się jak świeże bułeczki. I z jednej strony to fajnie, że tyle tysięcy osób "zabiega o pamięć" i okazuje swój patriotyzm na sportowo, ale... ja w takim tłumie czuję się jednak bardziej zniewolona niż niepodległa. Gdybym miała streścić swój udział w XXVII Biegu Niepodległości, wyglądałoby to tak:
1. Około 11.00 melduję się w swojej (piątej) strefie startowej. W oczekiwaniu na sygnał do startu obserwuję, jaką kto ma koszulkę.
2. 11.10 - domyślam się, że cichutkie brzdąkanie dobiegające ze stojącego nieopodal głośnika to Hymn. Zastanawiam się, czy to kwestia nagłośnienia, czy jakości nagrania. Obstawiam to drugie, bo za chwilę głośność muzyki do rozgrzewki omal nie rozsadza mi głowy.
3. Przez kolejne 30 minut czekam na swój start. Tak, wiem, w regulaminie precyzyjnie rozpisany jest harmonogram startów poszczególnych stref, ale... Rozgrzewka przestaje na mnie działać, organizm zaczyna się wychładzać, gadanie konferansjera wydaje mi się męczące... "Następnym razem stanę w strefie drugiej i nie będę tyle czekać. A że będę zawalidrogą? Nie ja pierwsza i nie ja ostatnia" - w głowie układam godny pożałowania plan.
4. Około 11.40 przekraczam linię startu. Po przeciwległej stronie Al. Jana Pawła II pierwszy zawodnik przekracza właśnie linię mety.
5. Biegnę takim tempem, na jaki pozwala mi pośladek. Tuż na początku...
- Czy mogliby panowie coś zagrać? - ktoś woła do kapeli wojskowej.
- ... - odpowiada cisza.
6. Po 57 minutach i 23 sekundach wpadam na linię mety.
7. Odbieram medal, izotonik i banana. Wędruję do szkoły samochodowej. Zabieram depozyt, przebieram się i do widzenia.
No nie dla mnie już takie imprezy, nie dla mnie... Oczywiście, to tylko moje subiektywne odczucia, stąd ten znak zapytania przy minusie.
Team ASA - Biegiem po Zdrowie, rozgrzewka |
Białołęcki Bieg Niepodległości
Po przebiegnięciu 5-kilometrowej trasy jeszcze bite 3 godziny spędziliśmy dość sporą grupą przyjaciół w Dzikim Zakątku. Przy przepysznych plackach ziemniaczanych i różnego rodzaju trunkach czuliśmy się po biegu wolni i swobodni. Siłą rzeczy porównywaliśmy oba Biegi Niepodległości. Zgodni byliśmy co do tego, że bardziej odpowiada nam kameralna i rodzinna (zwłaszcza dzięki dziecięcym kategoriom) atmosfera białołęckiej imprezy. Nie mogliśmy też wyjść z podziwu, jak wielką metamorfozę ona przeszła - od pikniku do imprezy sportowej na poziomie.
Białołęcki Bieg Niepodległości - wszyscy mają takie same koszulki :) |
Po powrocie do domu chciałam napisać coś miłego organizatorom, zerknęłam na jakieś komentarze w wydarzeniu i... Narzekania na brak depozytu, narzekania na to, że koniec pracy biura zawodów przewidziany był na dwie godziny przed startem biegu głównego, narzekania na to, że ktoś w mailu nie miał podanej godziny rozpoczęcia biegu dla jego kategorii... Ehhh... Wszyscy biegacze wysyłając zgłoszenia musieli potwierdzić fakt zapoznania się z regulaminem. Czy ktoś go w ogóle czytał? Ja tak. I wiem, że wszelkie godziny były bardzo szczegółowo podane, a depozytu nikt nie obiecywał. Następnym razem proponuję więc czytać wszystko, co się podpisuje, a zamiast zażaleń po zawodach wysyłać sugestie odpowiednio wcześnie. Zwłaszcza, że - jak pokazuje moje doświadczenie - do czynienia mamy z organizatorami, którzy potrafią tych sugestii słuchać. Mimo iż nie płacimy im za to ani złotówki.
no to ja bym wybrała ten drugi bieg... właśnie ze względu na luźną i rodzinną atmosferę, jak już mam się męczyć, to chociaż później chcę usiąść w spokoju z ekipą i sobie pogadać przy plackach:)
OdpowiedzUsuńOtóż to :)
UsuńNo właśnie, nie słyszałam Hymnu (stałam w tej strefie co Ty). Też nie czułam tej niepodległościowej atmosfery, a jak tuż po biegu zatrzymała nas na Jerozolimskich policja, bo właśnie zaczynał się marsz tych łobuzów "Polska dla Polaków" to już w ogóle sobie pomyslałam, że ja dziękuję za takie świętowanie rocznicy odzyskania niepodległości. Ale jako zając dla koleżanki biegło się fajnie :)
OdpowiedzUsuńW takim razie za rok zapraszam na Białołękę :)
Usuńżadna to nowość nie będzie, jeśli napiszę, ze gdybym biegała zdecydowanie wolałabym bieg z kategorii drugiej. ten razem z plackami i napojami :) bo co do masowych i wielkich imprez wciąż jest jak było. rzadko kiedy mam na nie ochotę. choć rzecz jasna zdarzają się wyjątki.
OdpowiedzUsuńps. prawie bez przerwy :) ale odkąd rzuciłam fajki kondycha mi się poprawiła tak, że to żaden wyczyn :)