środa, 17 czerwca 2015

VIII Bieg Marszałka, czyli... Ambasadorką być...

Bycie Ambasadorką Festiwalu Biegowego to nie jest jakaś tam popierdółka. To nie tylko własny profil na stronie imprezy w jakże zacnym ambasadorskim gronie. To nie tylko lansowanie się w festiwalowej koszulce o jakże zacnym niebieskim kolorze. To nie tylko udział (za free) w jakże zacnej imprezie biegowej. To nie tylko możliwość podarowania bezpłatnych pakietów startowych swym jakże zacnym krewnym i znajomym. Bycie Ambasadorką Festiwalu Biegowego to również obowiązki.

Ot, trzeba na przykład czasem napisać na stronę Festiwalu jakąś relację z imprezy biegowej. I niby składanie do kupy słów nie stanowi dla mnie większej trudności, ale... ciągle są z tym jakieś problemy. A to zżera mnie ambicja i - żeby nie było tak samo jak na blogu - postanawiam napisać o I Zambrowskim Biegu Ulicznym drugą, nieco inną relację. A to trawi mnie złość, że ktoś (jak w przypadku relacji z V Biegu Wisły) poprawia bez konsultacji mój tekst tak, że zamiast po polsku napisany jest on po polskiemu. A to dopada mnie poczucie straty czasu, bo misternie przygotowana tabelka poświęcona Grand Prix Żoliborza okazuje się dla festiwalowego portalu zbyt skomplikowana. A to ogarniają mnie wyrzuty sumienia, bo wpisy (tak jak w przypadku 8. Biegu Truskawki i 6. Biegu Sztafetowego Wokół Olszyn) przestają trafiać na bloga. A to odczuwam niemoc twórczą. Tak jak w przypadku VIII Biegu Marszałka, który odbył się 13-go czerwca w Sulejówku.

Bo o czym tu napisać? Że było bardzo gorąco? Że mieszkańcy miasta w swej uprzejmości robili nam zimne prysznice? Że i tak najbardziej przechlapane mieli funkcjonariusze wszelakich służb mundurowych, którzy uczestniczyli w specjalnie przygotowanej dla siebie rywalizacji i musieli przebiec 10 km w pełnym rynsztunku? Że trzynastka okazała się pechowa?

W kwestii pisania relacji biegowych Biegowa Piona radzi: "po biegu fota z medalem i odpowiedni do wyniku podpis: była walka, ale nie ma wyniku, była walka i jest wynik". A dla mnie najodpowiedniejszym podpisem byłoby stwierdzenie: "nie było walki, nie było wyniku".

 Że po biegu na stadionie był jak zwykle poczęstunek na wypasie?

Ogórkowym skrytożercom mówimy "nie"! Bo jak wcinać małosolne, to tylko jawnie, hurtowo i zakąszając je chlebem ze smalcem.

I że potem jeszcze były lody w Słodkiej Dziurce i ognisko u pana Jureczka?

Biegowa Piona radzi: "wstawiaj foty swojego fit jedzenia, najlepiej pięć razy dziennie". A zatem... Brat właśnie nadesłał fotę z urządzeniem, z którego po Biegu Marszałka lał się pyszny fit-owocowy-ekologiczny-wegański-homemade soczek. Zawsze myślałam, że to urządzenie nazywa się samowar, ale (nie wiedzieć czemu) brat nazwał je szybkowarem. Chociaż... Może i szybko się po tym soczku nie biega, ale z pewnością szybko się można uwarzyć :P

Bycie Ambasadorką Festiwalu Biegowego to również obowiązki. Rekomendowanie startu, aktywność w ambasadorskiej grupie, agitowanie na fejsie, rozdawanie ulotek, udzielanie informacji, prowadzenie zapisów, wspieranie koordynatora, promowanie Festiwalu na zaproponowanych przez siebie imprezach biegowych... 

Jak mus, to mus. Wraz z zaprzyjaźnioną Ambasadorką Klaudyną zgłosiłyśmy się do zorganizowania stoiska podczas VIII Biegu Marszałka. Powiesiłyśmy plakaty, przytaszczyłyśmy stolik, rozłożyłyśmy ulotki i...

- Czy chciałbyś... - nim zdążyłyśmy o cokolwiek zapytać mężczyznę, który właśnie do nas podszedł...
- Cześć. Jestem Janusz Milczarek - usłyszałyśmy, a koszulka mówiła sama za siebie.
- A... Ten super aktywny Ambasador - stwierdziła Klaudyna i jakoś dyplomatycznie (po ambasadorsku?) wyjaśniła, że z nas to raczej straszne niemoty.

- Nie wybierasz się przypadkiem na Festiwal Biegowy? - kilka chwil później wypatrzyłam Andrzeja Ignatowicza z Truchtu Tarchomin Team.
- Już jestem zapisany - Andrzej uśmiechnął się, a w jego policzkach zrobiły się charakterystyczne dołeczki.
- No tak... - szybko się zorientowałam, że moja propozycja jest nie na miejscu. - Przecież Zbyszek Mamla jest Ambasadorem.

- Wie pan... W Krynicy we wrześniu odbywa się taki fajny Festiwal Biegowy... - jakiś czas później zaczepiłam pewnego starszego pana.
- Wiem. Sędziuję tam prawie we wszystkich biegach.
- Yyy... - grunt to z tłumu ludzi wybrać tę najwłaściwszą osobę.

- Cześć! - usłyszałam jeszcze później, a przed sobą zobaczyłam Bartka Olszewskiego (tak, tak, tego słynnego Warszawskiego Biegacza).
- O! Cześć, Bartek! - odpowiedziałam i niewiele myśląc zaproponowałam - A może ty chcesz się zapisać na Festiwal Biegowy?
- Ja przecież już dawno jestem zapisany.
No tak. Głupia ja. Przecież wśród biegaczy są nie tylko tacy, co wiecznie improwizują, ale też tacy, co swoje plany układają precyzyjnie z naprawdę dużym wyprzedzeniem.

Bartek bardzo mnie prosił o wspólne zdjęcie ;) To co? Miałam odmówić?

A potem... W sobotę 13-go czerwca szczęście sprzyjało lepszym. Andrzej Ignatowicz zajął drugie miejsce w Memoriale im. Haliny Zielińskiej (bieg towarzyszący na około 3100 m), Bartek Olszewski zwyciężył w biegu głównym, ja zaś... to już wiadomo... było gorąco, były ogórki małosolne i chleb ze smalcem, było ognisko...

- Opowiedz mi coś o tym swoim biegu ambasadorskim! - między jedną a drugą szklaneczką pysznego fit-owocowego-ekologicznego-wegańskiego-homemade soczku poprosił mnie Przemek - syn pana Jureczka, przyjaciela mojej mamy. Przemek całkiem niedawno złapał od nas tak rodzinnie bakcyla biegania i - choć ze swoimi wynikami bije nas na głowę - jeszcze nie do końca orientuje się w tych wszystkich imprezach biegowych.
- No wiesz... - opowiedziałam Przemkowi o tym i o owym, jak rok temu świetnie bawiliśmy się w Krynicy z jego tatą (czytaj tutaj)...
- Tak na dziewięćdziesiąt procent... - skwitował Przemek. - Chyba zmienię swoje jesienne plany.

Cóż... trochę łatwiej idzie ambasadorowanie, gdy się jest w cywilu, a nie w uniformie, gdy się to robi na luzie, a nie z napinką i gdy się chce, a nie musi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz