czwartek, 25 czerwca 2015

po raz pierwszy od dawien dawna

Jakoś nie mam weny na pisanie relacji z letniej odsłony Wieliszewskiego Crossingu. Ale znalazłam w necie parę ładnych zdjęć, więc i napiszę parę słów. Zwłaszcza, że to fajny bieg był. Bo...

Po raz pierwszy od dawien dawna podczas biegania poczułam lekkość (no może oprócz tego około 2-kilometrowego piaszczystego odcinka na początku).

Upiorna piaskownica i ja (jak to powiedział Michał Machnacki) prowadząca peleton. Foto by Darek Ślusarski.

Po raz pierwszy od dawien dawna miałam siłę na podkręcanie tempa, wyprzedzanie i efektowny finisz.

Tuż przed samą metą. Za chwilę jeszcze tylko - przedrzeźniając jednego z panów - rozłożyłam ręce, jakbym była na Titanicu. Foto by Gazeta Powiatowa.

Po raz pierwszy od dawien dawna usłyszałam od kogoś, że go (a w zasadzie ją) ciągnęłam.

Ania Korzeniowska wozi się na moich plecach. Foto by Darek Ślusarski.

Po raz pierwszy w tej edycji osoby, które w zeszłorocznej klasyfikacji Wieliszewskiego Crossingu były za mną, na metę przybiegły po mnie.

No a te, które przyjechały tu z nami po raz pierwszy, i tak przybiegły przede mną. Tak jak Jagoda - 2. miejsce w OPEN kobiet i 1. miejsce w K-30.

I... Z zupełnie innej beczki... Po raz pierwszy w tej edycji organizacyjnie wszystko było na tip top. Trasa była perfekcyjnie oznaczona i zabezpieczona, więc wszyscy przebiegli tyle kilometrów, ile trzeba (a nie tak jak zimą - dwa razy więcej). Na umówionym miejscu zaś czekał punkt z wodą (a nie tak jak wiosną - z pustymi baniaczkami i porozrzucanymi pustymi kubeczkami). Można powiedzieć: wszystko hulało tak jak wiatr na krubińskich łąkach.

Nasłonecznione krubińskie łąki to najbardziej charakterystyczna część letniej odsłony Wieliszewskiego Crossingu, ale kawałek trasy wiódł też na szczęście ocienionymi duktami leśnymi. Foto by przetartyszlak.pl

Noszenie na piersi (a w zasadzie na brzuchu) numeru 2 wówczas, gdy numer 1 należał do wójta Pawła Kownackiego - najważniejszej postaci Wieliszewskiego Crossingu - to prawdziwy zaszczyt.

Wójt Paweł Kownacki - absolutny numer 1 Wieliszewskiego Crossingu.

Po biegu, jak to w zwyczaju bywa, posnuliśmy się z licznym gronem znajomych w okolicach mety, odwiedziliśmy bufet, gdzie czekały na nas napoje, makaron, arbuz i ciasto drożdżowe, przyjrzeliśmy się ceremonii nagradzania najlepszych (fajnie było zobaczyć na podium kilka znajomych osób)... Tak się zagadaliśmy, że nawet nie zauważyliśmy, jak rozpoczęło się losowanie upominków.

Pan z numerem 70 - mój absolutny numer 1. Foto by przetartyszlak.pl

- Ej, Piter! - zorientowałam się nagle, że Wójt trzyma już w dłoniach pierwszy numer. - Siedemdziesiątka była przecież twoja!
Cóż, ja tym razem szczęścia w losowaniu nie miałam, ale... przy takiej dawce pozytywnych wrażeń wcale nie było mi ono potrzebne. A przepiękne kubeczki i tak pozostaną w rodzinie. Nie ma to jak wspólnota majątkowa.


3 komentarze:

  1. O ile wspólnota nie przybiera formy "co twoje to nasze, co moje to nie rusz" ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przybiera, nie przybiera... Ostatnio chciałam nawet pożyczyć Piterowi swoje kolorowe legginsy ;)

      Usuń
  2. kubeczki faktycznie prezentują się fajnie :)
    a drugie "fajnie" dotyczy się całego crossingu :))

    OdpowiedzUsuń