czwartek, 31 grudnia 2015

mijający nas biegacze

Ostatni dzień roku. Gdziekolwiek spojrzę, wszyscy robią podsumowania, spisują postanowienia na przyszły rok i składają całoroczne podziękowania (najlepiej na fejsie, ofkors). Cóż, z różnych względów wszystkie te sylwestrowo-noworoczne zrywy, były mi obce. Podsumowania brzmią jak przechwałki (większość pisze o sukcesach, a nie porażkach), lista postanowień po miesiącu gdzieś wyparowuje, a o naszej wdzięczności dla bliskich nie powinny świadczyć ostentacyjne podziękowania na fejsie składane od święta, lecz to, jak wobec tych osób zachowujemy się na co dzień, kiedy nikt nie patrzy.

Ostatni dzień roku. Zgodnie z ogólnie panującym trendem powinnam zrobić symboliczne ostatnie tegoroczne bieganie. A jednak... kichając, prychając i smarkając w chusteczki, odpuszczam. Z tego samego powodu odpuszczę też z pewnością jutrzejsze symboliczne pierwsze bieganie noworoczne. Chyba jednak wolę zachować zdrowie na te codzienne biegania niesymboliczne.

Ostatni dzień roku. Roku, w którym padła blogosfera portalu, na którym debiutowałam. Pierwszy blog (może to i lepiej) rozpłynął się w niebycie. Drugi blog, na szczęście, kopiowałam. I gdy (kichając, prychając i smarkając w chusteczki) przeglądałam dziś folder ze starymi wpisami, rzucił mi się ten o tytule "mijający nas ludzie". Czy ma coś wspólnego z bieganiem oprócz wątku biegowego w przytoczonym opowiadaniu Franza Kafki?  Chyba to, że niektórymi biegowymi znajomościami poczułam się rozczarowana. Coraz bardziej pęka w szwach mit o biegaczach jako tych fajnych, pozytywnie zakręconych ludziach, na których zawsze można liczyć.

"mijający nas ludzie"
15.12.2012


Spotkałem się z kolegą,
Bo kolega jest od tego
I wypada czasem spotkać się z nim...


- Ciekawe... - któregoś wieczoru Żona zwróciła się do Męża tuż po wyjściu z amerykańskiej knajpy, w której spotkali się ze znajomymi. - Poznaliśmy ich parę lat temu przez koleżankę z wakacji. Widujemy ich raz na parę miesięcy. Tak naprawdę niewiele o sobie nawzajem wiemy. Oni nie oczekują niczego od nas, my nie oczekujemy niczego od nich. Pomiędzy tymi co-paro-miesięcznymi posiadówkami w knajpie nawet nie czujemy potrzeby, by do siebie dzwonić, by utrzymywać ze sobą jakiekolwiek formy kontaktu. A potem, jak przychodzi co do czego, zawsze o nas pamiętają. Szybka akcja, wici rozesłane drogą mailową, z dnia na dzień zorganizowane spotkanie... To ciekawe, że mimo braku bliskości pamiętamy o sobie, mamy o czym ze sobą rozmawiać i tak dobrze czujemy się w swoim towarzystwie... Może to kwestia braku zobowiązań i wzajemnych roszczeń... A może kwestia braku "wypadania", konieczności zachowywania pozorów w utrzymaniu relacji...

- Ciekawe... Ta dziewczyna jest moją rówieśniczką - któregoś dnia podczas zakupów w supermarkecie Żona wskazała Mężowi pewną kasjerkę. - W sumie to chyba specjalnie się nie znałyśmy, ale chodziła ze mną do podstawówki, do równoległej klasy.

- Ciekawe... Ta dziewczyna też jest moją rówieśniczką - jakiś czas później (być może nawet tego samego dnia) Żona wskazała Mężowi kobietę, idącą w towarzystwie męża i dwójki dzieci. - Chodziła ze mną do podstawówki, do równoległej klasy. W sumie to nawet bardzo się kolegowałyśmy. Razem z nią, kilkoma jeszcze dziewczynami i chłopakami (m.in. jej mężem) tworzyliśmy paczkę.
- I co? Nie mówi ci nawet "cześć"? - zdziwił się Mąż.
- Po pierwsze, to nie jestem pewna, czy ona w ogóle mnie poznaje. A po drugie, jak widzisz, ja też się do zagajania nie garnę. Nie chce mi się odpowiadać na jakiekolwiek pytania z cyklu "co słychać?", "czym się zajmujesz?", "czy masz dzieci?", a potem jeszcze - tylko dlatego, że tak wypada - odwzajemniać się tym samym. Nie mam serca do tego typu relacji. Nie mam serca do gry pozorów.

- Ciekawe... Miałam dziś taką przygodę - parę dni temu Żona zwróciła się do Męża. - Jechałam z koleżanką na aerobic. Gdy wsiadłam do autobusu, zaczęła mi się dziwnie przyglądać jakaś dziewczyna. Pomyślałam, że jak zwykle gadam jakieś głupoty i to dlatego. Ta dziewczyna wysiadła na tym samym przystanku co my. I wtedy... "Ty studiowałaś polonistykę, prawda?" - zaczepiła mnie. "Tak" - odpowiedziałam, próbując z otchłani niepamięci wydobyć jej twarz. "I nazywasz się..." - dziewczyna bezbłędnie wymieniła moje imię i nazwisko, przyprawiając mnie o jeszcze większą konsternację. Domyśliłam się, że studiowała razem ze mną. Domyśliłam się, że z pewnością na niektóre zajęcia chodziłyśmy razem, ale... Było mi strasznie głupio, ale jej twarz nie mówiła mi nic. Dopiero gdy "Moim chłopakiem był ten-a-ten" powiedziała, odzyskałam pamięć. "No tak!" - zakrzyknęłam na wspomnienie tej wydziałowej pary. "Naprawdę?" - odrzekłam zaś zdumiona, gdy oznajmiła, że dziś chłopak ten jest jej mężem, a ona urodziła mu trójkę dzieci.

- Ciekawe...

Jeśli przechadzamy się nocą po ulicy i w naszą stronę biegnie jakiś człowiek, widoczny już z daleka - gdyż ulica wznosi się przed nami stromo w górę i jest pełnia księżyca - nie będziemy próbowali pochwycić biegnącego, chociażby był słaby i obdarty, chociażby nawet pędził za nim z krzykiem jakiś inny człowiek, ale pozwolimy mu pobiec przed siebie bez przeszkód.
Albowiem jest noc i nie z naszej winy ulica w pełnym blasku księżycowym wznosi się stromo w górę, a ponadto jest możliwe, że tamci dwaj wdarli się w tę gonitwę dla rozrywki, może też obydwaj ścigają kogoś trzeciego, może zresztą ściga się tego pierwszego bezprawnie, być może, że ten drugi chce pierwszego zamordować, a my staniemy się współwinni morderstwa, możliwe również, że ci dwaj nic o sobie nie wiedzą i każdy z nich spieszy na własną odpowiedzialność do swego łóżka, może to są lunatycy, może ten pierwszy jest uzbrojony.
A wreszcie, czyż nie wolno nam odczuwać zmęczenia, czy wypiliśmy dosyć wina? Jesteśmy więc zadowoleni, że również ten drugi człowiek zniknął nam już z oczu.

(Franz Kafka - "Mijający nas ludzie")

- Ciekawe... Coraz częściej zastanawiam się nad tym, ile wśród tych mijających mnie osób jest takich nierozpoznanych ex-kontaktów, ex-znajomych, ex-kolegów... Ex-przyjaciół? Ciekawe, że coraz rzadziej bywam niezadowolona, gdy znikają mi z oczu.

8 komentarzy:

  1. to ja pożyczę zdrowego roku! bez smarkania chusteczek kichania i prychania:) na początek wystarczy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, że znowu mogę Ciebie czytać:)i chociaż na chwile zatrzymać się i zastanowić się nad zmiennością otaczającego nas świata i nas samych. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia i wielu pięknych chwil w tym roku :)Asia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! przede wszystkim zdrówka, bez katarów i problemów z przyczepem mięśni:) ściskam:*

    OdpowiedzUsuń
  4. jak wszem i wobec wiadomo żadnych postanowień ani podsumowań nigdy w związku z końcem roku nie robiłam. i tym razem nie odstąpiłam od tej normy :)
    podobnie jak Ciebie dopadło mnie natomiast zasmarkanie. tylko, że stało się to w drugi dzień Świąt. (ale trudno się dziwić, skoro siedziałam w Wigilię pomiędzy dwoma zasmarkanymi człowiekami) na szczęście mnie już przeszło i mam nadzieję, ze i Tobie także.
    no i szczęśliwego, zdrowego i wybieganego 2016 roku życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mnie zaciekawiłaś :)Powiedz jak mam się do Ciebie zwracać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. więc jest dla mnie nadzieja:) jeśli jeszcze zepnę się jak pośladki ciotki Fredzi to sukces musi być.
    może wykroi Ci się jakiś wyjazd. chociaż do KRK? no i wtedy jak będę na miejscu, a nie gdzieś w świecie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. powiedz jej,że oskarżę ją o dyskryminację

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawe...
    :)
    Czasami spotykam kogoś i wiem, że się znamy
    nawet się poznajemy i rozmawiamy
    a ja sobie imienia tej osoby przypomnieć od razu nie mogę
    miałam taki okres kiedy męczyły mnie pytania w stylu co u Ciebie? Ale to mija

    OdpowiedzUsuń