piątek, 15 czerwca 2018

góra prezentów

Czerwiec to spośród wszystkich dwunastu mój ulubiony miesiąc. To właśnie w tym miesiącu zaczyna się lato i sezon urlopowy. To właśnie w tym miesiącu wypadają moje dwa święta. To właśnie w tym miesiącu wydarza się dużo. Przeważnie dużo dobrego.

8. CZERWCA - URODZINY

Nie mam zwyczaju hucznego obchodzenia urodzin. Dla mnie to taki sam dzień jak każdy. Nie wyprawiam imprez, nie zapraszam krewnych ani znajomych, nie oczekuję od nikogo wypasionych prezentów. Właściwie to najchętniej uciekam z domu i kryję się gdzieś w cieniu, żeby nikomu nie udało się mnie znaleźć. Tak też się stało w piątek 8. czerwca, w dniu moich 42. urodzin. W pracy nie pisnęłam ani słówka, że obchodzę swoje doroczne święto, a po pracy zamiast grzecznie wracać do domu udałam się na trening na Solec 38. Tego dnia Adidas Runners ruszył z akcją RUN FOR THE OCEANS, która polega na tym, że za każdy kilometr przebiegnięty między 08.06 a 08.07 i zarejestrowany w aplikacji Runtastic Adidas przekaże 1$ na Parley Ocean Plastic Program.

zdjęcie z cyklu: liczą się ludzie i idea, a ja... jestem tylko cieniem...

W spokojnym (konwersacyjnym) tempie  i w miłym (konwersującym) towarzystwie wybiegałam: dla siebie 7 kilometrów, a dla oceanów - 7 dolarów. 
- Czy zostajesz na stretching? - zapytała mnie Iza, gdy przebierałam się w szatni.
- Nie - odpowiedziałam. Śpieszyłam się już do domu, gdzie zapewne mąż niecierpliwie czekał na mnie z kwiatkiem i schłodzonym radlerem.

W recepcji odwiesiłam kluczyk od szafki, rzuciłam szybkie "cześć", wyszłam na klatkę i...
- 100 lat, 100 lat... - jakież było moje zdumienie, gdy zobaczyłam "moją" Emilkę. Specjalnie dla mnie wraz synkami przyjechała do ARW z Tarchomina - z tortem, kwiatkami, prezentem i propozycją odwiezienia samochodem do domu. Przed niektórymi nie da się schować. Tak jak i nie da się uciec przed swoja metryką.

9. CZERWCA - DZIEŃ JAK CO DZIEŃ

"Hej, Paweł! Bardzo bym chciała pobiec w memoriale, ale 09.06. idę na 15 do pracy i muszę to jakoś logistycznie ogarnąć. Mam w związku z tym nieśmiałe pytanie: czy byłaby szansa na wzięcie po biegu prysznica? Może wtedy udałoby mi się coś pokombinować." - jakieś 2 tygodnie przed charytatywnym Memoriałem im. Zofii Morawskiej organizowanym przez Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi w Laskach napisałam do Pawła Kacprzyka - prezesa Towarzystwa i organizatora biegu, a prywatnie kolegi z Biegam na Tarchominie. Od słowa do słowa... W dniu biegu tuż przed 11.00 wraz z liczną grupą przyjaciół stanęłam na linii startu.

Na zdjęciu liczna grupa BNT i przyjaciół. Brakuje tylko Pawła Kacprzyka, który zniknął, by pełnić rolę gospodarza biegu, i Pawła Kani, który zniknął gdzieś, lecz nie wiadomo, gdzie.
Jak co roku uczestnicy mieli do dyspozycji 90 minut i pętlę o długości 3,3 km, a cała rzecz polegała nie na tym, by pętlę przebiec jak najszybciej, lecz by w ciągu 90 minut pokonać ją jak najwięcej razy. 

Punkt 11.00 padł sygnał do startu. Ruszyliśmy przy bramie wjazdowej na teren Ośrodka. Nie licząc krótkich odcinków po nawierzchni utwardzonej, biegliśmy po leśnych drogach Puszczy Kampinoskiej wokół terenu Ośrodka. Pierwsze kółko to była rozgrzewka. Drugie przebiegało pod hasłem "mąż ciągnie żonę", a trzecie... Gdy ja nabrałam wiatru w żagle i na poważnie zaczęłam myśleć o czwartym okrążeniu, nieoczekiwanie osłabł Piter. No nie może tak być, żeby żona wyrywała się do przodu, więc zaczekałam na niego, chwyciłam za rękę i po ukończeniu trzeciego kółka wraz z nim przerwałam bieg.



Nowa czapeczka, nowy medal, stara ja ;)

Atmosfera i organizacja Memoriału jak zwykle były wspaniałe. Wspaniały był też prysznic, który mogłam wziąć na terenie Ośrodka. Dzięki uprzejmej pomocy organizatorów nie tylko sprytnie połączyłam udział w zawodach z pracą, ale i... poczułam się trochę jak VIP.

10. CZERWCA - IMIENINY

Po emocjonującej i pełnej wrażeń sobocie przyszedł czas na równie emocjonującą i pełną wrażeń niedzielę. 4.30 - pobudka i pakowanie, około 7.00 - spotkanie z Izą i Adamem (znajomymi z ARW) na Dworcu Centralnym, 7.20 - ruszyła maszyna po szynach ospale... A dokąd? Nad morze, gdzie wieczorem rozpocząć się miała wycieczka, o której z Piterem marzyliśmy już od dawna. Biegowy Potop Szwedzki. Nasz prom relacji Gdynia-Karlskrona wypływał dopiero o godzinie 21.00. Korzystając więc z dużej ilości wolnego czasu, z pociągu wysiedliśmy w Gdańsku. Tam rozdzieliliśmy się z Izą i Adamem i udaliśmy się na plażę w Jelitkowie, gdzie oprócz dawno niewidzianej kuzynki czekał na nas jeszcze dawniej niewidziany Bałtyk. Muszę przyznać, że przez te wszystkie wyjazdy w góry zupełnie zapomniałam, jak cudowne potrafi być nasze polskie morze. Ten widok i ta kąpiel... To chyba były moje najlepsze imieninowe prezenty.




O 16.00 na powrót dołączyliśmy do Izy i Adama. Zjedliśmy obiad, pospacerowaliśmy po starówce... Droga z Gdańska do Gdyni podniosła nam trochę ciśnienie, ale że wszystko zakończyło się happy endem, pominę ten wątek milczeniem.

Około 19.30 dotarliśmy z Piterem na terminal portowy, gdzie odebraliśmy pakiety startowe (oprócz zapowiedzianej dawki energii od Activlab znaleźliśmy w nim również całkiem fajną koszulkę), odprawiliśmy się szybko i sprawnie w specjalnym automacie i... rozpoczęliśmy najmniej lubiany przeze mnie fragment Biegowego Potopu - długotrwałe oczekiwanie, aż wpuszczą nas na prom.

O 21.00 nasze bagaże leżały już wreszcie w kajucie, a my z najwyższego pokładu obserwowaliśmy wypłynięcie z portu. Liczyliśmy na jakiś romantyczny zachód słońca, ale tego wieczoru chmury pokrzyżowały nam plany.

O 21.30 rozpoczęło się spotkanie organizacyjne, a następnie prelekcja pierwszego z zaproszonych na Potop gości specjalnych - Marty, autorki bloga Franca klepie asfalt. Marta sama przyznała, że jest stremowana, bo to jej pierwszy występ przed publicznością. No cóż...To było widać, słychać i czuć.

Po wszystkim w C-view Barze, w którym dotychczas sobie siedzieliśmy, rozpoczęła się dyskoteka. My jednak po dość męczącym dniu nie byliśmy nią zainteresowani. W ciemnej i delikatnie kołyszącej się kajucie bardzo szybko zapadliśmy w niczym niezmącony sen.

11. CZERWCA - DZIEŃ JAK CO DZIEŃ

Zgodnie z tradycją Steny Line pobudkę serwuje pasażerom Rod Stewart piosenką "Sailing". Kiedy o 7.30 w radiowęźle zabrzmiał ten utwór, my już od kilkunastu minut serwowaliśmy sobie śniadanko. Do dyspozycji mieliśmy... szwedzki stół, oczywiście. 



Punkt 9.00 przybiliśmy do portu w Karlskronie, skąd autokary zabrały nas do ośrodka biegowego - bardzo malowniczego rezerwatu Långasjönäs. Czekały tam na nas przepiękne widoki, czyściutkie jeziora, niezaśmiecone łąki i lasy, charakterystyczne dla tego rejonu granitowe skały i głazy narzutowe oraz trzy niezwykle urozmaicone i świetnie oznaczone trasy trailowe na 5, 10 i 15 km.



O godz. 11.00 padł sygnał do startu. Biegi na poszczególne dystanse ruszały w mniej więcej 15-minutowych odstępach. Iza i Adam wybrali najdłuższy dystans, ja i Piter zaś zdecydowaliśmy się na 10 km. Trasy tych dwóch dystansów różniły się niewiele, a my po biegu chcieliśmy mieć jeszcze czas na relaks i - przede wszystkim - na kąpiel w jeziorku. Pogoda podczas tej edycji Potopu wyjątkowo dopisała, a woda była naprawdę niesamowita.


Co do samego biegu zaś... Nie mam wielkich osiągnięć w biegach trailowych, ale tu mimo początkowych problemów z oddychaniem (ach te zatoki, ach ten nadmiar tlenu w powietrzu...) biegło mi się wyjątkowo dobrze. Podbiegi (a troszkę ich było) nie skłoniły mnie do marszu, a szyszki, kamienie i wystające korzenie nie spowolniły mnie na zbiegach. Ba, po stracie udało mi się wyprzedzić naprawdę sporo osób i jeszcze wystarczyło mi sił na szybszy finisz. W linkach pod zdjęciami można znaleźć bardzo fajne relacje i galerie z imprezy.

http://festiwalbiegow.pl/festiwal-biegowy/ruszyla-kwadrans-pozniej-ale-i-tak-wygrala-dominika-stelmach-gwiazda-biegowego#.WyOOKFUzapo

http://poradnikbiegacza.pl/2018/06/trailowa-przygoda-szwecji-biegowy-potop/
To jednak nie był jeszcze koniec atrakcji zaplanowanych przez organizatorów. Po powrocie na prom mieliśmy raptem półtorej godziny na obiad, prysznic i przebiórkę. Około 16.00 nasze autokary ruszyły na wycieczkę z przewodnikiem po Karlskronie. No cóż... Wycieczka oprócz kilku cennych informacji na temat miejscowości, możliwości zobaczenia kilku pięknych widoczków i zwiedzenia kilku pięknych miejsc przyniosła pewien niedosyt. Z okna autokaru widziałam jeszcze tyle rzeczy, które chciałoby się zobaczyć z bliska i zwiedzić na własnych nogach. Niespełna 2 godziny to stanowczo za mało, żeby poczuć klimat tej położonej na 33 wyspach miejscowości. Przydałby się choć jeszcze jeden dzień, by pobuszować tam na własną rękę.


O 19.30 nasz prom ruszył w stronę Polski. Zachodu znowu nie udało się zobaczyć. Zegarek pokazywał już 21.00, a słońce nadal nie chciało schować się za chmury. W sumie mogliśmy posiedzieć dłużej na Sun Decku, ale o 21.30 piętro niżej odbywało się spotkanie podsumowujące tę edycję Potopu. Najpierw oglądaliśmy zdjęcia i film, potem słuchaliśmy prelekcji drugiego gościa specjalnego. Dominika Stelmach - versatile runner (bo ona nim była) zaczęła swój wykład od stwierdzenia: "Jak trenować? Mądrze." No. Mówić też trzeba mądrze, a to akurat Dominice świetnie wychodzi. Podczas prelekcji przemawiało przez nią niesamowite doświadczenie i... opanowanie. Występu nie byli w stanie jej ukraść nawet dwaj mistrzowie drugiego planu, czyli jej dzieci.
Po wykładzie Dominiki nastąpiła ceremonia nagradzania najlepszych trójek wśród kobiet i mężczyzn na poszczególnych dystansach. I tu... jak dla mnie jedyny mały niesmaczek czerwcowego Biegowego Potopu. Niemal wszystkie ufundowane przez Sklep Biegacza nagrody przypadły w udziale Dominice (czyli gościowi specjalnemu) i... drużynie Sklepu Biegacza.


12. CZERWCA - DZIEŃ JAK CO DZIEŃ

O 7.30 przybiliśmy do portu w Gdyni. Do odjazdu pociągu mieliśmy jeszcze około 6 godzin. Zjedliśmy więc pyszne śniadanie, pospacerowaliśmy plażą i promenadą, zrobiliśmy sesję zdjęciową mewie... Do domu wróciłam z przeświadczeniem, że codziennie los daje nam tyle okazji, by świętować. Cudowne miejsca, życzliwi ludzie, wspaniałe inicjatywy... Wcale nie trzeba czekać do dnia swoich urodzin czy imienin, by za rogiem znaleźć całą górę prezentów.



PS. Gdyby ktoś poczuł się zachęcony do wzięcia udziału w Biegowym Potopie, to gorąco polecam. Kolejna edycja z biegami na nowych trasach rusza 30 września. Na chwilę obecną jej koszt to 249 zł (szczegóły tutaj: https://www.stenaline.pl/do-szwecji/rejsy-turystyczne/biegowy-potop). W kwestii dojazdu do Gdyni polecam pociągi. Jeśli odpowiednio wcześnie zadbacie o zakup biletów, można upolować pendolino za 49 zł w jedną stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz