sobota, 11 października 2014

satysfakcja biegowa

No cóż... nowe wyzwania zawodowe to często (oprócz dumy i satysfakcji) chroniczny brak czasu (m.in. na treningi) oraz notoryczne zmęczenie i niedosypianie. Tak więc, gdy w niedzielę 5-go października po dwóch bardzo ciężkich, bardzo stresujących i bardzo długich dniach pracy jechałam do miejscowości Susk Stary koło Ostrołęki na II Bieg Pamięci Marynarzy i Ułanów poległych w 1920 roku (10 km), byłam w stanie niesamowitego wycieńczenia. Na zawody jechałam też... chciałoby się rzec... pełna obaw. Ale... tak naprawdę, nim w samochodzie brata zdążyłam się zacząć obawiać na dobre, po prostu padłam, zasnęłam i obudziłam się dopiero tuż przed Suskiem.

Ale, ale... Dlaczego 5-go października wybrałam się aż pod Ostrołękę i skąd w ogóle pomysł na taki dziwny bieg, skoro tego samego dnia wraz z pewnym bankiem i wieloma tysiącami uczestników biegła Warszawa? Żeby wyjaśnić sprawę, trzeba cofnąć się o rok, kiedy to...
- Mam już dość tych masówek i tego "Biegnij, Warszawo" - oznajmił  Żuczek. - Full ludzi, mnóstwo kasy - argumentował. - A I Bieg Pamięci Marynarzy i Ułanów to impreza kameralna i niedroga. Póki co zgłosiło się mniej niż 100 osób, więc będzie szansa powalczyć o jakieś dobre miejsca. Zwłaszcza dla dziewczyn. Bo kobiet zapisało się naprawdę niewiele.

Paweł drążył temat w naszej grupie, drążył i wydrążył. Rok temu czteroosobowa paczka (niestety ja pracowałam wtedy jeszcze na planie filmowym i byłam "niezastąpiona") wyruszyła na podbój Suska. Sporo się potem nasłuchałam różnych historii. O policjantach, którzy wlepili bratu mandat tuż przed biurem zawodów. O organizatorach, którzy - zebrawszy skargę od brata i kilku jeszcze poszkodowanych - przegonili niedobrych policjantów i zwrócili kasę za mandaty. O świetnej atmosferze, podiach, szczęśliwym losowaniu nagród, wypasionym ognisku i tzw. lokalnych trunkach. Nie powiem, pękałam z zazdrości, że mnie tam nie było i miałam nadzieję, że może uda się za rok.

No więc, jak już wiadomo, udało mi się odwiedzić w tym roku Susk. W towarzystwie męża, brata i pana Jureczka w roli uczestników oraz mamy i bratowej w roli kibiców. Gdy po przejechaniu około 120 km wysiadłam z samochodu, moim oczom ukazał się taki widok:

 kompleks Dziki Zakątek

A gdy udałam się do biura zawodów, moim oczom ukazał się widok taki:


Z tych dwóch stolików przy moim samopoczuciu nastawiałam się jedynie na ten pierwszy. Zdobycie pucharu wydawało mi się misją niemożliwą, poprawienie życiówki też zdawało się leżeć tego dnia poza moim zasięgiem. Jedyne, o czym miałam odwagę pomarzyć i na co widziałam jeszcze cień szansy, to utrzymanie passy biegania 10 km poniżej 50 minut. Naprawdę chciałam sobie udowodnić, że to już norma, a nie przypadek.

Po sygnale rozpoczynającym bieg sprawa (oczywiście wedle moich standardów) potoczyła się dość szybko. Bo - jak się później okazało - w 00:48:54.75 (tak, tak... nowy rekord). Już na samym początku spokojnie wyprzedziłam wszystkie kobiety znajdujące się w moim polu widzenia, a potem biegłam bez szaleństw, starając się kontrolować stoper i sytuację za plecami. Bo kobiety, które biegły przede mną (nawet nie miałam pojęcia, ile ich tam jest) były poza zasięgiem - i mojej formy, i moich zdolności, i mojego wzroku.

Gdzieś po drodze. Trasa była przyjemna i sprzyjała dobrym wynikom. Jedynymi przeszkadzajkami były na niej jadący konno ułani, którzy zapominali się czasem i zajmowali całą szerokość drogi.
Mój najostrzejszy, najszybszy i najbardziej emocjonujący finisz ever.


Na ostatniej prostej, chyba jakieś 100 m przed metą, na karku poczułam (tak mi się przynajmniej zdawało) oddech dużo młodszej od siebie rywalki. Pewności nabrałam, gdy jedna z jej koleżanek wyszła jej naprzeciw i zaczęła ją dopingować.

- Dawaj, Agata! Szybciej! Zagęszczaj krok! Już ją masz! - usłyszałam.
- Ja też mogę szybciej. A zamiast krok zagęszczać, po prostu go wydłużę - pomyślałam.
- Jeszcze trochę, Agata! Ona słabnie!
- Ja słabnę? Ja słabnę? No fakt... Chyba nie wytrzymam tempa tego finiszu. Za stara jestem.
- Nie zabiegaj jej drogi, koleżanko, bo zostaniesz zdyskwalifikowana! - to hasło rzucone pod moim adresem było chwytem poniżej pasa. Niczego nikomu nie zabiegałam. - No dawaj! Ona naprawdę zwalnia! - koleżanka Agaty kibicowała w najlepsze. 
A ja... Może i faktycznie trochę zwolniłam, ale Agata zwolniła jeszcze bardziej. Bieg ukończyłam 3 sekundy (według czasu netto) przed nią. I to o mnie powiedziano:
- Właśnie na metę wbiegła trzecia kobieta.

Na focie oprócz mnie mąż oraz woda, róża, batonik i medal, które otrzymałam na mecie. Nie miałam siły pozować, ale brat uznał, że te emocje trzeba uwiecznić na świeżo.

Oficjalne wyniki przyniosły kolejne dobre wieści. Kobiece podium podzieliło się między reprezentantki trzech różnych kategorii wiekowych. Tak więc oprócz trzeciego miejsca w OPEN KOBIET przypadło mi jeszcze w udziale pierwsze miejsce w kategorii K2 (31-45 lat).

Drugie miejsce w kategorii K2 zajęła Agnieszka z zaprzyjaźnionego klubu z mojego osiedla Trucht Tarchomin Team.

Oprócz pucharu nagrodą była super fajna poduszka. Miewam na niej całkiem interesujące sny.
Bez komentarza
Pełnia szczęścia.
No co ja Wam mogę jeszcze powiedzieć. Opisać radość i wszystkie towarzyszące mi emocje? Chyba nie muszę. Mogę jeszcze tylko dodać, że legendy na temat atmosfery Biegu Pamięci Marynarzy i Ułanów, gościnności jego organizatorów, ilości losowanych upominków (każde z nas miało w tym względzie szczęśliwy numer) oraz jakości lokalnych trunków nie zostały przesadzone, a gdy kobieta pachnie zwycięstwem, sukcesem i satysfakcją, mężczyznom nie przeszkadza nawet zapach jej potu.



Moi adoratorzy. Na zdjęciu zabrakło tylko pana Waldka ;)
 
Po tak emocjonującym dniu na swojej nowej poduszce spałam długo i szczęśliwie.

6 komentarzy:

  1. super, super,i jeszcze raz super! Gratuluję tego podium i już teraz gratuluję życiówki w Poznaniu! Jak widać zmęczenie Ci nie szkodzi, a wręcz przeciwnie!;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, dziwna sprawa z tym zmęczeniem. Mam nawet swoją teorię na to, dlaczego na zmęczeniu biega mi się lepiej :)

      Usuń
    2. biegniesz szybciej, żeby szybciej się położyć?;p

      Usuń
  2. BARDZO DZIĘKUJĘ za piękne słowa i "reklamę" naszego biegu, właśnie dla takich osób jak Pani, które potrafią docenić trud włożony w organizację kameralnej imprezy warto mięć siłę do pracy, dzięki takim osobom jest satysfakcja i chęć działania.
    Zapraszamy za rok, pozdrawiam Arkadiusz Zyśk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ogromną przyjemnością znowu Was odwiedzę :) A swoją drogą... Spotkałam się z Waszą reprezentacją w Poznaniu. Tak więc za rok to będzie zjazd samych koronowanych głów :)

      Usuń